16 lat temu o poranku na chwilę stanęło mi serce.
Byłam akurat na tyłach biblioteki gimnazjalnej, między regałami, kiedy usłyszałam w radiu tę informację: w Krakowie zmarła Dorota Terakowska. Dziennikarka, autorka poczytnych książek. Wtedy: bestsellerów.
Poczułam ucisk w piersiach. Stałam jak sparaliżowana. Przed oczami wielka ciemna plama, zaraz potem jasna, i wszystko rozmazane. Nie wiem, ile tak stałam – bez ruchu, w niezgodzie na tę wiadomość…
Dopiero później wyciągnęłam komórkę i zajrzałam do ostatnich smsów od pisarki: „jestem na chwilę w szpitalu, jak tylko wyjdę, skontaktujemy się…”
Napisałam o Dorocie Terakowskiej pracę magisterską, dzięki temu miałam możliwość bliżej ją poznać. Potem, już po skończeniu studiów, regularnie mailowałyśmy.
Bardzo liczyłam się z jej zdaniem. Byłam dumna, że pisarka, której powieści cieszą się ogromnym powodzeniem znajduje czas, żeby do mnie pisać. I to nie zdawkowe, krótkie maile, tylko takie, które świadczą o tym, że dobrze przeczytała to, co wcześniej ja napisałam do niej. Każdy mail od Doroty Terakowskiej to było święto.
Z jej śmiercią tak trudno było mi się pogodzić, że pisałam o tym nawet do osób, które ją znały, ale mnie już niekoniecznie, np. do Olgi Tokarczuk. Odpisała pięknie i pocieszająco. Pamiętam, że po tym mailu naprawdę zrobiło mi się lepiej…
To była nietuzinkowa postać. Tak pisałam w recenzji książki jej córki – Katarzyny T. Nowak „Moja mama czarownica”:
Przejdźcie przez życie tak, jak Terakowska, tylko spróbujcie! Wariacko, niebanalnie, z rozpędem i pasją. Energicznie, kiedy trzeba, melancholijnie – kiedy indziej. Po mistrzowsku. Nie umiecie!
Czytaliśmy sobie, czytaliśmy te powieści pani Doroty i jawił się nam obraz autorki trochę wyidealizowany, słodki, czuły – nie ma co zaprzeczać.
I nagle trraach!!! Katarzyna T. Nowak bezlitośnie wdziera się w te nasze wyobrażenia ze swoją opowieścią. I wtedy ta Dorota – ta Dorota od Aniołów, Myszki i „Ono” – okazuje się „straszną Terakowską”: nagłą burzą, złośliwą nawałnicą, upartą zawziętością. Czarownicą!…
W czasach, kiedy z fantasy kojarzyli nam się wyłącznie J.R.R. Tolkien i Ursula Le Guin (trudno uwierzyć, że to było całkiem niedawno!), Dorota Terakowska już zyskiwała wiernych czytelników, tworząc swoje światy wypełnione magią. Nawet zanim moda na fantasy zaczęła się na dobre dzięki J.K. Rowling.
Dzięki Kasi T. Nowak debiutowałam w książce – właśnie we wspomnianej biografii Doroty Terakowskiej…
Pamiętam, że Empik był wtedy w Katowicach przy ulicy Piotra Skargi. Podekscytowana, drżącą ręką podniosłam z póki egzemplarz „Mojej mamy…” i zajrzałam do indeksu. Zalała mnie fala gorąca, bo znalazłam swoje nazwisko, a to znaczyło, że w książce umieszczono ostatecznie moje wspomnienie o tym, jak zawiozłam DT moją pracę magisterską… Niesamowite uczucie.
Jak zawiozłam DT moją pracę magisterską. Fragment książki Katarzyny T. Nowak „Moja mama czarownica. Opowieść o Dorocie Terakowskiej” Wydawnictwo Literackie 2005.
Dorota Terakowska była czarownicą, to pewne. O niezwykłym wydarzeniu, które miało miejsce podczas tworzenia tamtej recenzji napisałam w tym wspomnieniu. Przeczytajcie, jak można dać o sobie znać już po przejściu na drugą stronę:
Wspomnienie o Dorocie.
A tak pięknie wspominali pisarkę przyjaciele z Wydawnictwa Literackiego:
http://terakowska.art.pl/memory.htm
Strona pisarki: http://terakowska.art.pl/
—–
Moje teksty o Dorocie Terakowskiej:
„Dlaczego Terakowska niezwykłą pisarką była” – „Guliwer” 2/2004, s. 11-14.
Czytelniczka o spotkaniu promocyjnym książki K.T. Nowak. – Kurier Wydawnictwa Literackiego 2005
„Czarownice to nie wymysł” – recenzja książki „Moja mama czarownica” Katarzyny T. Nowak– „Guliwer” 4/2005, s. 42-45.
„Wspomnienie. W piątą rocznicę śmierci Doroty Terakowskiej” – „Guliwer” 4/2008, s. 10-12.
Read Full Post »