Klub Rytm w dzielnicy Syberka. Benefis Jacka Golonki, naszego będzińskiego poety.
35 lat kojarzenia słów, wyciągania kwintesencji, puentowania, nazywania tego, co dla przeciętnych – niewypowiedziane.
Przy stolikach znajomi, przyjaciele, rodzina. O każdym Pan Jacek potrafi powiedzieć wiele miłego, każdemu wszystko, co dobre – pamięta. I chwali się, że ma w życiu takie szczęście, że przyciąga dobre dusze.

Wspominał swój pierwszy konkurs poetycki w Pałacu Młodzieży w Katowicach. Rok 1979, zacne jury (Tadeusz Kijonka, Feliks Netz, Tadeusz Nowak), a dla niego – trzecie miejsce za wiersz „Mój świat”. Recytuje go nam z pamięci. Swoje wiersze długo pamiętał – do momentu, kiedy ktoś mu poradził, żeby pamięć zwolnił, bo w ten sposób się blokuje.
Potem był wiersz o Katowicach. Z rzeczywistości. Było to dawno temu i tak: Pan Jacek pojechał do stolicy Górnego Śląska po wypłacie, w bramie natknął się na kobiety wróżące, których w tamtych czasach było w mieście dużo, i sam nie wie jak – stracił połowę posiadanych pieniędzy. A kiedy napisał o tym wiersz, dostał w nagrodę encyklopedię wartą majątek (tak, to zamierzchłe czasy!). Czyli ostatecznie dzięki Cygankom nie stracił, ale wielokrotnie zyskał.
I było jeszcze o tym, że Tadeusz Śliwiak powiedział mu, początkującemu jeszcze poecie, że „coś” w tych jego wierszach jest, ale powinien w nich mniej gadać. (Serdecznie się, zgromadzeni, uśmialiśmy – Pan Jacek? mniej gadać?)
Tyle razy zdarzało mu się wywinąć jakoś od śmierci – jako małe dziecko topił się w studni, jako początkujący kierowca mógł wycofać w autobus, ale zawsze następowały sekundy ocalenia. Ktoś lub coś go chroni – tak sądzi. Może anioły?
Jackowe anioły dostałam, kiedy w 2002 roku w MiPBP w Będzinie pomagałam mu przy instalacji wystawy jego prac – wydzieranek, które dziś też wspomniał. Wydzieranki wychodziły mu rewelacyjnie, taki odwet za brak talentu malarskiego.

Jedna z wydzieranek Jacka Golonki.
Było też o niechęci do matematyki (o, jakże łączę się z Panem w tej niemiłości), o drugim podejściu do egzaminu dojrzałości i snach, które namolnie się powtarzają – koleżanka nie chce dać mu spisać zadań na maturze z matematyki. Teraz było wesoło, ale wiem po sobie, że sprawa musiała nosić wtedy raczej znamiona tragiczności.
I było jeszcze o wielu rzeczach – sporcie, ekologii, wegetarianizmie, piosenkach, do których Pan Jacek pisze teksty i muzykę.
A ja mam przed oczami zawsze, kiedy ktoś mówi: Jacek Golonka – dobrego człowieka, radosne albo zamyślone oczy, zdanie w punkt, spostrzeżenia, które innym – może niewygodne. I konkurs „Twórczość ze szkolnej ławy„, gdzie sto lat temu poznałam jego twórcę. No i rower.
Wszyscy jeżdżą teraz na rowerze, coraz więcej osób – przez calutki rok. Ale on był najpierwszy. W czasach, kiedy globalna moda rowerowa w Polsce była abstrakcją, on na rowerze jeździł w upale, deszczu i mrozie. Kiedy w pogodę najbardziej nieodpowiednią zamajaczyła gdzieś na horyzoncie postać, która przedzierała się przez ten armagedon nieba nogami przebierając nad ziemią, było pewne, że to ON. Nasz poeta. Zawsze dwukołowy.
Niech sam powie o sobie 🙂
Jacek Golonka
Maniacy
choćby zabrano nam
dotyk papieru
będziemy pisać oczami
na latawcach
Talent
z maski
wziął tylko
otwory na oczy
Read Full Post »