Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Wrzesień 2010

Dziś w Krakowie zakończono obchody Festiwalu „Mrożek na XXI wiek”. Wszystko z okazji 80. urodzin pisarza, które minęły w czerwcu. Sławomir Mrożek to nasze dobro narodowe, obecnie chyba najbardziej znany na świecie polski pisarz, autor setek opowiadań i dramatów, które wystawiano na scenach wszystkich kontynentów. Wydawnictwo Literackie wydało właśnie 1. tom jego „Dzienników”, o których istnieniu do niedawna nie było w ogóle wiadomo.

Na hasło: „Mrożek” większość powinna zareagować poprawnym odzewem: „Tango”, bo to przecież najsłynniejszy jego utwór. Znać go powinna szczególnie młodzież licealna, bo „Tango” od wielu lat znajduje się na liście lektur szkolnych. Nie bez przyczyny zatem tangueros uczyli zebranych na krakowskim Rynku właśnie tanga. Jego wykonanie miało być prezentem urodzinowym od ludu dla Mistrza.

Sławomir Mrożek przyjechał na Rynek w dorożce ze swoją żoną, Susan. Na scenie usadzono go na tronie(!), z czego pewnie w duchu drwił. Autor znany jest z małomówności i niechęci do tłumu, dlatego entuzjastycznie przyjęto jego „dzień dobry” skierowane do zgromadzonych. I to było wszystko, co Mrożek powiedział 🙂

Dziesiątki par pod sceną zatańczyły więc pisarzowi tango, artyści z „Piwnicy pod Baranami” mu zaśpiewali, a aktorzy Starego Teatru zagrali końcową scenę z „Tanga”: taniec Edka i Eugeniusza. A potem prowadzący powiedział do tłumu: „A za chwilę Sławomir Mrożek będzie podpisywał swój „Dziennik” w pobliskim empiku”.

Tangueros tańczyli dla Mrożka na scenie...

... a widzowie przed sceną.

Naiwni ci, którzy w tym momencie puścili się pędem do księgarni. Naiwni, bo przed nią stała już baaardzo długa kolejka – ciągnąca się od Rynku przez dwa piętra empiku, aż do stolika księgarnianej kawiarni, gdzie czekano z niecierpliwością na Autora.

Aktorzy ze Starego Teatru zatańczyli ostatnią scenę "Tanga"

Artyści "Piwnicy pod Baranami"

I ja byłam wśród tych naiwnych, którzy stanęli na końcu kolejki, zasilając kolejną setkę oczekujących. Było oczywiste, że Mrożek, starszy schorowany pan, umęczony dodatkowo całym tym zamieszaniem wokół jego osoby, podpisze może ze sto książek – pozostali odejdą zawiedzeni. Ta szybka kalkulacja i realna ocena moich szans na zdobycie autografu uruchomiła we mnie tryb następującego działania: opuściłam kolejkę, weszłam do środka księgarni, mijając w przejściu wężyk grzecznie oczekujących. Kiedy znalazłam się w środku, w empiku pojawił się sam Mrożek, osoby mu towarzyszące, ochroniarze i dziesiątki przedstawicieli mediów. Wszyscy przechodzili rzecz jasna wzdłuż kolejki,  Autor z żoną wjechali na górę windą, media zaś ruszyły po schodach. To był impuls – przybrałam minę pewnej siebie osóbki i  – grając (bez rekwizytów!) przedstawicielkę mediów, weszłam na drugie piętro, nie zatrzymywana przez nikogo! Zdecydowanie działa cuda, naprawdę!

Pojawiłam się na górze akurat w momencie, kiedy Sławomir Mrożek wjechał tam windą. Tłum fotoreporterów szalał, kolejkowicze też wyciągnęli aparaty. „Bez fleszy!” – krzyczał ktoś –  „autor nie życzy sobie fleszy!”, stacje TV kręciły cenne sekundy materiału, ogólne poruszenie, adrenalina przelewa się uszami, tłum napiera, ochroniarze robią, co mogą. A ja stanęłam sobie nieśmiało na czele kolejki, niedaleko stolika. Nikt mnie nie wypędził, nikt nie krzyknął „pani tu nie stała!”, nastąpiło chyba ogólne zamroczenie. Z racjonalnego punktu widzenia – zupełny absurd! Jak z Mrożka 😉 Kiedy media wykonały już setki zdjęć z każdej strony Autora, kamery nakręciły oba profile i przód Mistrza, przyszedł czas na składanie autografów.

Sławomir Mrożek z żoną wchodzą do księgarni

Zanim organizatorzy poprosili, aby podchodzić do pisarza z jedną tylko książką, pewien pan wyciągnął z torby do podpisu chyba wszystkie wydania dzieł Mrożka z ostatniego dziesięciolecia, inna pani rzuciła Autorowi na stolik bez litości kolejne naręcze woluminów. Pomyślałam o tych wszystkich, którzy stoją w tej długaśnej kolejce z nadzieją na choćby jeden, naprawdę malutki, autografik. I pewnie go w końcu nie dostaną, bo ograniczona jest przecież wytrzymałość 80-letniego pisarza!

Pisarz w szponach mediów

Tylko dzięki jakiemuś spontanicznemu wariactwu i dużej dawce absurdalnego szczęścia podeszłam do stolika Sławomira Mrożka w pierwszej dziesiątce i dostałam to, co otrzymali tylko niektórzy:

Potem, już szczęśliwa, z podpisanym „Dziennikiem”, zostałam zaczepiona przez młodą osóbkę z jakiegoś radia: „Jak wyglądało spotkanie? Jaką osobą jest pan Mrożek”? Spotkanie? To było z niecierpliwością wyczekiwane 15 sekund, autor jest małomówny i tak naprawdę ma to wszystko gdzieś, i jestem przekonana, że myślał cały czas intensywnie o tym, żeby już jak najszybciej znaleźć się w domu i w końcu odpocząć w ciszy i spokoju.

Strona autora.

Read Full Post »

Tak,  moi mili, krasnoludki są na świecie! Wcale nie naczytałam się bajek (choć mam wiele w zasięgu ręki, na regałach), ale będąc we Wrocławiu, podążałam szlakiem małych stworzeń,  pełnoprawnych obywateli tego miasta. A dlaczego zamieszkały i ujawniły się akurat tam? A, to już długa historia, ma początek w działalności Pomarańczowej Alternatywy, której pomagały właśnie krasnoludki.  Jak pomagały i dlaczego można poczytać sobie tutaj, na krasnoludkowej stronie.

A ja mam dla was zdjęcia tych miłych stworzeń. Nie zabraknie oczywiście klimatu książkowo-bibliotecznego, ponieważ ostatni upolowany przez mnie mały szkrab siedział sobie przy Bibliotece Ossolineum i nazywał się prześlicznie – Ossolinek 😉

Ten wyluzowany krasnal motorowy jechał sobie po schodach pewnego kościoła przy ul. Szewskiej

A to cokolwiek starszawe już krasnale przy wrocławskim rynku

Te nie odpoczywają nigdy i ciagle coś przetaczają...

Już niejedna osoba chciała uwolnić osadzongo na ul. Więziennej

Pierożnik pilnuje wejścia do dobrej jadłodajni. Jest wbrew pozorom wciąż głodny, bo nie pozwalają mu zjeść nabitego na widelec pierożka...

A to oczywiście mój ulubieniec. Zajrzałam mu do książki, ale nie rozumiem języka krasnalowego...

Read Full Post »

Opisałam poniżej inscenizację dotyczącą likwidacji będzińskiego getta.

Ale może mało który będzinianin wie, że w naszym mieście jest tablica upamiętniająca śmierć członków żydowskiego ruchu oporu, którzy zginęli właśnie podczas likwidacji getta na Warpiu (tzw. Kamionce).

W mieście dużo jest teraz tablic poświęconych dawnym mieszkańców Będzina, ale ta była pierwsza – wisi na budynku przy ulicy Podsiadły 24 już od 1947 roku. To tam, w bunkrze (czyli w piwnicznym schowku), ukrywała się z towarzyszami ŻOB m.in. Frumka Płotnicka. I tam, wraz z innymi, zginęła 3 sierpnia 1943 roku.

Znam tablicę i historię na niej spisaną już dosyć długo, bo mieszkałam w tym budynku jako dziecko, przez ponad 10 lat.

Podwórko przy ul. Podsiadły 24

Od czasu do czasu na podwórku zjawiali się jacyś ludzie, całe rodziny z Izraela – zapewne w poszukiwaniu śladów tragicznie zmarłych przodków. Robili zdjęcia, pytali, czy znamy kogoś, kto może mieszkał tu podczas wojny. Starsi opowiadali nam o ukrywających się tutaj podczas wojny ludziach – to bardzo pobudzało naszą dziecięcą wyobraźnię. Szukaliśmy wokół miejsc, gdzie być może ukrywali się Żydzi – może w tych zagłębieniach pod stodołą, po której teraz już nie ma śladu, a może w piwnicach? Podobno w domu była kryjówka, do której wchodziło się przez piec kaflowy – tak opowiadała właścicielka domu, Maria Polak.

Któregoś lata, kiedy pod tablicą znowu pojawili się ludzie, pomyślałam, że przecież nic już na niej prawie nie widać. Przystawiłam do ściany stary stół kuchenny i zwykłym pędzelkiem szkolnym poprawiłam czarną farbą polską inskrypcję. Z uśmiechem wspominam tamto lato, bo stojąc na tym stole nie wiedziałam jeszcze, że kiedyś tam, w przyszłości, będę pracowała w szkole i zrobię z młodzieżą kilka projektów edukacyjnych, dotyczących, nie tak w końcu odległej, wojennej historii naszego miasta.

Tablica na budynku przy ul. Podsiadły 24

Więcej na ten temat:

Anna Malinowska „Miejsce kaźni słabo upamiętnione”. „Gazeta Wyborcza – Katowice” z 24.08.2010 r, s. 4.

Read Full Post »

W przedwojennym Będzinie połowę jego mieszkańców stanowiła ludność żydowska. Byli tu od stuleci, jedni wciąż ortodoksyjni, inni już zasymilowani. Mieszkali obok siebie, a przyjaźnie polsko-żydowskie były na porządku dziennym – to podkreśla zawsze w rozmowach mieszkanka naszego miasta, Stanisława Sapińska, która zna rzeczywistość tamtego okresu.

Po wybuchu II wojny światowej w Będzinie, podobnie jak w innych miastach, Żydom ograniczono swobody i przywileje, a w końcu stłoczono ich w nieludzkich warunkach w wydzielonej części miasta – getcie na Kamionce. Miało to miejsce pod koniec 1942 roku. 1 sierpnia 1943 doszło o ostatecznej likwidacji getta – tych, których nie wywieziono do tej pory, skierowano transportami do Auschwitz. Niektórzy nie dojechali jednak do Oświęcimia. Zginęli w bunkrach getta – broniąc się z honorem i odwagą, i zapewne ze świadomością, że nie mają szans z hitlerowcami, dysponując tak niewielką ilością broni. W bunkrze przy ul. Podsiadły zginął wtedy m.in. Baruch Gaftek i Frumka Płotnicka, członkini organizacji Dror, łączniczka między gettem warszawskim a gettami prowincjalnymi.

W inscenizacji, która odbyła się dziś przy placu Kazimierza Wielkiego w Będzinie, widzowie zobaczyli kilka scen z tego tragicznego okresu: życie w getcie, walkę o bunkier i wywiezienie Żydów z Będzina. W spektaklu tym udział wzięli m.in. ucznowie naszego gimnazjum (oprócz licealistów i aktorów z Teartu Preventorium). Na zdjęciach widać, że chociaż byli tylko statystami, bardzo wczuli się w swoje role. I to chyba dobrze – nie tylko dlatego, że grali wiarygodnie, ale że przez to zapamiętają inscenizację i fakty historyczne z nią związane. Tekst czy słowa o historii naszego miasta uleciałyby z ich głów bardzo szybko, ale emocje, które towarzyszyły im podczas odtwarzania tej historii – pozostaną w nich na długo.

Pomysłodawcą inscenizacji jest Adam Szydłowski.

Na lewej piersi gwiazda Dawida

Zadbano też o szczegóły - nazwa ulicy, obwieszczenia

W getcie

"Sara, wykryli nas! Wykryli nasz bunkier, wszystkich zabili..."

Wypędzeni z domów

Niemiecka ludność cywilna kontra biedni Żydzi

Patrzą tam, gdzie broni się bunkier

Wyprowadzenie ukrywających się

Rozdzielenie zakochanych

Osobno mężczyźni, osobno kobiety

Zagrali jak profesjonalni aktorzy

Już nikt nie zdoła uciec

Już po wszystkim. Angela i chór naszego gimnazjum śpiewają "Shema Israel" - "Słuchaj Izraelu"

Read Full Post »

Malowidła w Synagodze Mizrachi w Będzinie

Będzie się działo:

10 września godz. 12.00, Pałac Mieroszewskich „Pamięć” –  otwarcie wystawy  judaików będzińskich ze zbiorów Muzeum Zagłębia i prywatnych.

11 września godz. 16.00, plac Kazimierza Wielkiego

„Ostatnie dni getta –Będzin 1943” II rekonstrukcja historyczna

Zapraszam wszystkich do obejrzenia  widowiska. I wyrobienia sobie oczywiście własnego zdania na jego temat, ponieważ narosło wokół tego wydarzenia wiele kontrowersji. Pisano o tym w „Gazecie Wyborczej”, mówiono w Panoramie. Że nie powinno się odbyć, że wypacza psychikę występujących w nim dzieci itp. (Notabene dzieci w nim nie występują.)  Ilu zainteresowanych – tyle opinii. Wiadomo, że co się podoba jednemu, to nie zyska uznania w oczach innego. Dlatego warto przyjść i przekonać się samemu, czy rekonstrukcja wydarzeń historycznych może komuś zaszkodzić.

Oglądanie przez młodych rekonstrukcji wydarzeń związanych z historią miasta, w którym żyją, gdzie aktorzy odgrywają sceny życia w getcie,  obrony młodych przed jego likwidacją i wywożenia mieszkańców żydowskich do Auschwitz, ma się tak do dostępnych w telewizji programów kryminalnych, gier komputerowych i filmików na YouTube epatujących prawdziwą przemocą i okrucieństwem, jak soczek owocowy do wina. Też zresztą owocowego.

Ktoś powiedział, że tematy dotyczące II wojny światowej nie powinny być nauczane w ten sposób, że powinno się ograniczyć w tym wypadku do książek, bo to temat okrutny. Oczywiście! Okrutny i drastyczny, jak cała II wojna światowa! Idąc tym tokiem należałoby też zakazać młodzieży odwiedzin w Muzeum Auschwitz-Birkenau. Wiem, że robi to na nich wielkie wrażenie, bo co roku jeżdżę z nimi do Oświęcimia. Z tym, że tam wszystko jest prawdziwe:  stos butów, walizek, okularów, włosów. I film – w 100% prawdziwy i bardzo poruszający.

W rekonstrukcji nic nie jest tak bardzo prawdziwe, jak w Auschwitz.

Ważna jest też tutaj pamięć i wiedza. A jak wiadomo – to, co oglądamy, przyswajamy szybciej i na dłużej, niż to, co czytamy. Dlatego notatka o wydarzeniach sierpnia 1943 roku w Będzinie nie zostałaby w pamięci uczniów na długo. Taka inscenizacja – ma szansę na trwałe zapisanie się w ich umysłach.

Można by dodać coś jeszcze o metodach nauczania w XXI wieku, na przykład tzw. metodach aktywnych, z którymi w przypadku omawianej kwestii mamy do czynienia, ale po co się rozpisywać. Przeciwnicy i tak wiedzą swoje…

Zdjęcie z ubiegłorocznej rekonstrukcji "Pierwsze dnie wojny" - inscenizacja wydarzeń września 1939 r. w Będzinie

16 września godz. 17.00, kino „Nowość” – „W starym kinie” – projekcja filmów dokumentalnych o Będzinie (w tym premiera  odnalezionego, niemego filmu z okresu okupacji). Projekcji filmów towarzyszyć będzie wystawa archiwalnej fotografii.

Read Full Post »

Polecam! Na nadchodzące słoty jesienne i depresje przedzimowe! Duża dawka pozytywnej energii. Ze słów płynąca, na dodatek.

Koniecznie trzeba przeczytać ten niedługi wywiad z Wandą Chotomską – pisarką, autorką znanych wierszy dla najmłodszych. Nie wiem, czy jej twórczość znają dzisiejsi gimnazjaliści, ale ich rodzice i rodzice ich rodziców- na pewno!

Starsza pani, a ile w niej optymizmu życiowego, energii i siły – aż mnie zazdrość bierze, choć jestem dużo młodsza.

To kobieta, która zaimponowała mi, bo potrafiła w ośrodku wychowawczym zawojować „towarzystwo” po wyrokach. Bo zamiast im smęcić, zagaiła:

„Widzę tutaj kawalerów,

To ziomale, nie ma frajerów.

Witam was wszystkie ziomale,

Czuję u was się wspaniale,

I to się nie mieści w pale!”

W jednym z przedszkoli, na spotkaniu z dziećmi, gdzie obecni byli również przedstawiciele władz, zamiast na przygotowanym tronie, usiadła z najmłodszymi na podłodze. Kiedy jedna z dziewczynek zapytała: „Anie umies usiąść po tulecku?” Wanda Chotomska odpowiedziała, że nie, bo ma na nogach szpilki i  mogłaby ukłuć się w pupę. Można sobie tylko wyobrazić miny siedzących nieopodal osobistości. 🙂

Zachwyciło mnie też to, jak z dziećmi doszła do wniosku, że Barbie… jest dziewczyną gangstera! Genialne! Albo jak kankanem pomagała sobie przy windzie? No, to już trzeba samemu sobie doczytać 😉

Namiary na wywiad:

„Od nikogo nie odgapiam”. Z Wandą Chotomską rozmawia Elżbieta Barbara Szlęzak. „Duży Format” –  czwartkowy dodatek do „Gazety Wyborczej” z 2 września 2010 r.,  str. 22-23.

Read Full Post »

Zaczął się już nieodwołalnie. Nowy rok szkolny, wyznaczający rytm życia wszystkich uczniów i nauczycieli. Zależy od niego wysoki poziom dobrego humoru (w okresie przedświątecznym, przedferyjnym i przedwakacyjnym) lub jego gwałtowne spadki. Zupełnie tak jak teraz, w tych pierwszych dniach września, kiedy głowę mamy jeszcze nad morzem, w górach, na jakiś wyspach albo innych kontynentach, a obecność ciała pożądana jest w miejscu pracy (szkoły).

Trzeba sobie jakoś pomóc w tych trudnych momentach powrotu do codzienności, cofając się na chwilę do miejsc, wydarzeń, zachwytów wakacyjnych.

Dziś część pierwsza tych  wspomnień  – jak przystało na bloga bibliotecznego – o wiadomej tematyce…

Zdarzyło mi się być przejazdem w Bolonii… Krótki spacer po centrum, jakiś plac, jakieś budynki, schody, na nich dużo siedzących młodych ludzi… Weszłam i ja. A tam: SALABORSA. Biblioteka miejska Bolonii – centrum informacji i multimediów…  A swoją drogą to ciekawe, że będąc w jakimkolwiek miejscu na ziemi, dziwnym trafem zawsze w końcu natknę się na miejscową bibliotekę;-)

Oto co ukazało się moim oczom po wejściu do całkiem niepozornego budynku:

Biblioteka miejska "Salaborsa" w Bolonii

Na parterze budynku mieściła się biblioteka dla młodzieży, która jest w każdej bibliotece,  ale na łopatki położył mnie następujący widok  biblioteki dla dzieci (przy jej wejściu na szybie napisane było: „Weź na ręce swoje dziecko i czytaj z nim”).

Biblioteka dla najmłodszch

Kto nie chciałby zaczynać swojej przygody z książką w takim miejscu...

A oto kolejne zdjęcia z Salaborsa:

Tutaj myszkuje się w poszukiwaniu książki. A potem można ją czytać nawet na leżąco...

To nie hala odpraw na lotnisku, choć podobnie wygląda. Tutaj zwraca się i wypożycza "wymyszkowane" wcześniej książeczki 😉

Czytelnia na pierwszym piętrze

W bibliotece była oczywiście sala z kilkunastoma komputerami i dostępem do sieci (w całej bibliotece można było korzystać też z internetu na swoim laptopie za sprawą darmowej sieci WI FI), na piętrze sale z filmami DVD , audiobookami i płytami z muzyką do wypożyczenia. Całe kilometry półek do wyboru…

A wszystko to mieści się w XIV-wiecznym budynku Palazzo d’Accursio, gdzie siedzibę ma również magistrat, czyli urząd miejski miasta…

Wejście do biblioteki

… na Piazza Nettuno 3.

Po lewej za pomnikiem Neptuna wejście do biblioteki

Muszę jeszcze kiedyś tam wrócić i dokładnie sobie wszystko pooglądać. Może uda mi się pojechać do Bolonii np. na Targi Książki Dziecięcej, które organizowane są co roku w marcu? Taki prezencik na urodziny 😉

Strona internetowa biblioteki Salaborsa w Bolonii tutaj.

Read Full Post »