Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Kwiecień 2012

To dziś na całym świecie obchodzony jest Dzień Tańca. Ustanowiono go w roku 1982, a datę 29 kwietnia przyjęto, aby uczcić pamięć francuskiego choreografa i tancerza z XVIII wieku, Jean-Georges Noverre’a. Co ciekawe, nie jest to data jego urodzin, ani śmierci, ale… chrztu.

Skoro to Dzień Tańca, a blog biblioteczny – nie mogę nie wspomnieć dziś o Camilli Läckberg – szwedzkiej pisarce kryminałów, której książki w ostatnich latach stały się niezwykle popularne, a ona sama zyskała w swoim kraju miano celebrytki. Właśnie bierze udział w trwającym teraz szwedzkim odpowiedniku „Strictly Come Dancing”, czyli „Let’s Dance”.

Na pytanie, kto napisał „Latarnika” można odpowiedzieć też, że Läckberg.

Camilla jeszcze niedawno pracowała w firmie (skończyła studia ekonomiczne) i wykonywała nudną, ośmiogodzinną pracę. Zawsze jednak chciała pisać – już od najmłodszych lat układała makabryczne historyjki, o których powiedziała w pewnym wywiadzie, że teraz dziwi się, iż ta twórczość nie niepokoiła poważnie jej rodziców. W prezencie gwiazdkowym od najbliższych dostała kiedyś kurs pisania kryminałów i to był zapalnik jej wielkiej kariery. Opowiadanie, które napisała podczas tych zajęć, przekształciła w swoją pierwszą powieść „Księżniczka z lodu” wydaną w Szwecji w 2003 r. Potem, kiedy zajęła się wyłącznie pisarstwem, poszło już z górki – jej powieści cieszą się wielkim powodzeniem i tłumaczone są na wiele języków, przysparzając Camilli sławy i bogactwa.

Tak zazwyczaj kończą się historie, kiedy człowiek rezygnuje z dotychczasowej, nudnej roboty, a rzuca się w wir pasjonujących go od zawsze zajęć. (Małe sprostowanie: nie porzucajcie swojej pracy, jeżeli waszą pasją jest bibliotekarstwo – na tym nie dorobicie się fortuny 😉 )

Poniżej link do filmiku z wyczynów autorki kryminałów na parkiecie. W jednym z ostatnich odcinków programu tańczyła jive’a:

Camilla L – jive

A dla tych, którzy doczytali do tego momentu, i zamiast pławić się w gorących promieniach słońca pozwalają, by obmywały ich fale emitowane przez ekran monitora, mam małą niespodziankę…

Aktualizacja z 10 maja: zamiast filmiku z Kórnika, gdzie niewiele widać, wstawiam ten z turnieju we Wrocławiu (z 6 maja – ten turniej wygraliśmy ;-)). Jesteśmy na pierwszym planie, sukienka czarno-kolorowa.  I też jive:

Read Full Post »

I już po wszystkim – gimnazjaliści skończyli dziś pisać ostatni z trzech egzaminów gimnazjalnych. Po raz pierwszy w każdym dniu między testami była przerwa. Rozdzielono tak blok humanistyczny (wos i historia razem, później język polski) i matematykę z przedmiotami przyrodniczymi. Dziś zakończono cały maraton testami z wybranego języka obcego – najpierw poziom podstawowy, po czym rozszerzony.

Nie można zapytać gimnazjalistów, który sposób przeprowadzania egzaminu bardziej im odpowiada, czy ten bez przerwy, czy z przerwą, bo każdy uczeń ten egzamin pisze raz i nie ma możliwości porównania, za to nauczyciele, którzy siedzą w komisjach egzaminacyjnych, mogliby coś na ten temat powiedzieć…

Ze zmianą sposobu testowania przyszła też chyba zmiana poziomu testów, bo o ile przed wejściem na poszczególne egzaminy uczniowie byli mocno zestresowani, to po wyjściu z sali mówili zgodnie: tegoroczne egzaminy były banalne. Nie było więc zemsty na biednych uczniach ze strony układających pytania, za to „Zemsta” była lekturą, na której w głównej mierze oparto test z języka polskiego.

Dzisiejsze zadania z języka obcego też nie sprawiły większych problemów, nawet wypowiedź pisemna nie przestraszyła zdających, bo należało napisać po angielsku mail do kolegi z Londynu. O tym, że zgubiło się komórkę… Mail, komórka – to pojęcia, które spowodowały, że uczniowie się nie spłoszyli. Co innego, gdyby kazano napisać im np. rozprawkę o wpływie literatury na rozwój emocjonalny człowieka. 😉

Rokrocznie cierpię podczas tego egzaminu niewysłowione męki, bo siedząc w komisji, która czuwa nad uczniami, nie można niczym się zajmować. To istna męczarnia, katorga, bo odpada czytanie, pisanie, i oczywiście rozmawianie. To straszne 2,5 godziny, kiedy człowiek wpatrzony w uczniów czuje, jak bezproduktywnie ucieka mu czas, i zajmuje się myśleniem o tym, jak mógłby go spożytkować. Tak to właśnie z nami jest: kiedy mamy coś zrobić, chętnie byśmy poleniuchowali, ale kiedy oferuje się nam przymusowy czas na nicnierobienie – aż rwiemy się do zajęć…

Zwyczajowo – kilka zdjęć zrobionych przed egzaminem:

I na koniec musowo pamiątkowa fotka z prowadzącą blog.

Read Full Post »

Dziś Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich, który obchodzimy dopiero od 17 lat, bo UNESCO ustanowiło go w 1995 r. Dlaczego akurat na obchody wybrano ten dzień, i czemu jego symbolem jest czerwona róża pisałam rok temu o tej porze.

Za to pół roku temu, w listopadzie 2011 r., kiedy wędrowałam po stoiskach Targów Książki w Krakowie natknęłam się na miejsce, gdzie można było częstować się takimi zakładkami – aktualnymi tylko dzisiaj:

Przy wpisywaniu do systemu bibliotecznego opisów wszystkich książek z naszej biblioteki, musiałam je czasami intensywnie przekartkować (np. żeby ustalić temat książki i hasło przedmiotowe). W ten sposób natrafiłam w kilku starszych powieściach na rysunki z książką w tle. Nie było tego wiele – jakieś 4 czy 5 pozycji, których tytuły zapisałam sobie, żeby wykorzystać właśnie z okazji takiego święta, jak dziś. To miejsce, w którym zrobiłam notatki było tamtego dnia bardzo oczywiste, bardzo bezpieczne i miałam do niego bez problemu trafić. Od piątku szukam go jednak bez powodzenia. Wykaz tych książek znajdzie się pewnie za tydzień, miesiąc lub za jakiś czas – w każdym razie wtedy, kiedy nie będzie już tak bardzo potrzebny. 🙂

Wytężając pamięć (która, jak widać, powoli już szwankuje) przypomniałam sobie dwie z zapisanych wtedy książek. To starocie, których nikt nie weźmie już chyba do ręki z powodu tematyki (bo fizycznie jeszcze całkiem dobrze się trzymają). Na dzisiejsze święto mam więc takie obrazki o książkach i czytaniu:

Rys. Tadeusz Gronowski

Ojciec pisze artykuł. Jestem dumna, że mi pozwolono „czytać” w jego pokoju, milczę więc bohatersko. Z całą powagą, na jaką mnie stać wobec mych pięciu lat, zagłębiam się w stronice wielkiego tomu niemieckiej encyklopedii. Szukam kolorowych obrazków.

Rys. Tadeusz Gronowski

Tymczasem podróżny podchodzi do biblioteki ojca. Widzę z wyrazu jego twarzy, że niezwykła ilość książek wprawia go w zdumienie. Chce się widocznie tym książkom przyjrzeć z bliska i odwraca się do mnie tyłem. Wówczas spostrzegam, że spod kapelusza spływa mu na plecy lśniący, długi, czarny wąż warkocza.

Ilustracje te pochodzą z książki, którą dawniej musiał przeczytać każdy młody czytelnik, co łatwo stwierdzić po ilości egzemplarzy, które były zakupione do biblioteki (przed selekcją było ich jakieś 30):

Wyd. 1960 r.

A to już ilustracja z innego wydawnictwa:

Rys. Zbigniew Łoskot

Dziwne tytuły, szeregi cyfr, niezrozumiałe wzory, jakieś rysunki. Wszystko to pociągało tajemniczością i mądrością. Ach, gdyby móc posiąść te mądrości, zrozumieć to wszystko! I zaczął czytać. Czytanie stało się jego manią, chorobą. Czytał wszystko – i co najważniejsze – wszystko rozumiał. Wada słuchu nie przeszkadzała mu w poznawaniu wciąż nowych prawideł, pojęć, zjawisk.

Rysunek pochodzi z pewnej propagandowej książki o naukowcu, Konstantym Ciołkowskim:

Wyd. 1962 r.

No właśnie, książki te są już cokolwiek starszawe, nie ma chętnych do ich przeczytania, ale przynajmniej za pośrednictwem tego bloga świat o nich jeszcze usłyszy. No i wyjdą do ludzi – co oczywiście książki powinny robić, a już szczególnie w Dniu Książki 🙂

Read Full Post »

Modnie

Dopiero dziś mogę zamieścić informację, która powinna pojawić się dwa dni temu (brak dostępu do internetu to straszna rzecz 😦 )

Każda szkoła może przedłużyć sobie majowy weekend pod warunkiem, że odpracuje dzień, który ustawowo nie jest wolny. My zrobiliśmy to w sobotę – jednak zamiast nauki postanowiliśmy po prostu dobrze się bawić: były rozgrywki sportowe między uczniami oraz nauczycielami i rodzicami, pokaz talentów, występy grupy tanecznej oraz pokaz mody na przełomie wieków: od czasów Adama i Ewy, gdzie oczywiście było dosyć skąpo pod względem ubioru, aż po oszczędność strojów współczesnych uczennic ;-).

Po drodze byli jeszcze oczywiście jaskiniowcy, starożytni, rycerze, szlachcice, dzieci kwiaty i barwna moda lat 80.

W dobrze znanej wszystkim scenerii prezentuje się ekipa modnisiów, za której przygotowanie byłam odpowiedzialna razem z koleżanką Moniką:

Read Full Post »

Tak kończą się moje wejścia do pobliskiego hipermarketu – tylko na chwilkę i jedynie po kilka produktów spożywczych:

Kiedy w pędzie mijałam stosy książek, nad którymi napisano, że są po 3,99 – wytraciłam prędkość i zmieniłam priorytety 🙂

Produkty (te niespożywcze) po wpisaniu i opracowaniu będą dostępne w biblio.

Read Full Post »

Dawno, dawno temu, kiedy dzisiejszych gimnazjalistów nie było jeszcze na świecie, a użytkownicy bibliotek w ich wieku nie mieli do dyspozycji opasłych tomów o Harrym Potterze, ani też książek o zmierzchu, świcie i księżycu w nowiu, których autorka  uczyła się  dopiero składać litery w wyrazy, wielkim powodzeniem cieszyły się powieści Krystyny Siesickiej.

Każda nastolatka do skutku polowała na najważniejsze książki tej pisarki, bo nie wypadało nie znać „Jeziora osobliwości”, „Zapałki na zakręcie” „Fotoplastykonu” czy „Beethovena i dżinsów”.

Kto pamięta te okładki?

Kiedy zaczęłam pracę w bibliotece szkolnej, na półce w dziale obyczajowym znalazłam dość dużo egzemplarzy powieści Siesickiej. Moda na jej książki nie przybiera dziś już takich rozmiarów, jak za czasów, kiedy to ja miałam kilkanaście lat, ale od czasu do czasu twórczość ta wciąż znajduje odbiorców.

Warto przypomnieć, że autorkę nagrodzono w 2000 r. za całokształt twórczości Medalem Polskiej Sekcji IBBY (organizacja zajmująca się literaturą dla młodego czytelnika).

Za pośrednictwem Księgarni i Hurtowni Taniej Książki z Tuliszkowa kupiłam dosłownie za grosze kilka tytułów Siesickiej, których jeszcze nie mieliśmy. Do biblioteki trafiły wcześniej „Pamiętaj, że tam są schody” i „W stronę tamtego lasu”, a ostatnio jeszcze trzy dodatkowe, mamy więc teraz takie nowe książki autorki, po które zapraszam do biblio:

W starym wydaniu „Fotoplastykonu” z 1969 r. (tym na zdjęciu u samej góry), do którego rysunki wykonał Jerzy Flisak, znalazłam podpisane przez ówczesnych czytelników obrazki:

Jaka moda, takie podpisy. Jan Borysewicz był liderem popularnej w latach 80. grupy "Lady Pank".

Tylko dzięki obecnemu współcześnie w TV programie o muzyce, w którym jurorką była wokalistka "Maanamu", dzisiejszy młody czytelnik starego "Fotoplastykonu" wiedziałby, kto to Kora (która na szczycie popularności była również w latach 80.)

I jeszcze jeden rysunek Flisaka z „Fotoplastykonu”. Od 1969 roku, kiedy Krystyna Siesicka napisała tę książkę, wśród niektórych uczniów popularny jest wciąż ten sam środek nasenny. Jaki? Przeczytajcie sami:

I ostatni rysunek z tej książki – z tytułem rozdziału aktualnym zawsze 🙂

Read Full Post »

Kórnickie podrygi

Czekoladę z poprzedniego wpisu należało jak najszybciej spalić, co też uczyniłam…

W kwestii turniejów tańca prowadzącej ten blog bibliotekarki nastąpiło wreszcie zawiązanie akcji! To znaczy mam dobrą wiadomość dla tych, którzy mieli już dość naszych ciągłych sukcesów i żądni byli krwi 😉
Na sobotnim turnieju w dalekim Kórniku wystartowaliśmy w kategorii Start i Open. Zajęliśmy odpowiednio 2 i 4 miejsce. Pokonały nas pary, w których partnerki tańczą od wczesnego dzieciństwa. W moim przypadku prawda jest brutalna i niestety – wstydliwa: od małego nie robiłam nic innego, tylko czytałam. Mając lat 6, a nawet 16 i więcej (o zgrozo!) zamiast się ruszać i tańczyć uprawiałam jedynie wielogodzinnie posiedzenia z książkami. No i mam teraz efekty 😉
Bardzo bym chciała coś w tej sprawie zmienić, ale już się nie da: zaczęłam sobie podrygiwać dopiero, kiedy poszłam na kurs tańca dla początkujących, czyli w 2008 roku.
W Kórniku tańczyło się super, bo testowałam nową sukienkę, a test wypadł świetnie!
Dziękuję wspomagającym nasze wyczyny Wysłannikom z Bydgoszczy, którzy umordowanym tancerzom dowieźli pyszne torty ze wspaniałej bydgoskiej cukierni Sowa!

Zdjęcia od profesjonalnego fotografa będą pod koniec tygodnia, na razie dysponuję tylko zdjęciami niewyraźnymi:

Turniej prowadził znany niektórym, stojący po prawej pan w cekinowej marynarce...

Read Full Post »

Czekoladaaa…

O czym w Dniu Czekolady mogłaby napisać bibliotekarka, która pochłania miesięcznie mniej więcej połowę dostawy tego słodkiego cudu do średniej wielkości marketu? Która może spokojnie funkcjonować tylko wtedy, kiedy wie, że w szafce znajduje się pokaźny zapas czekolady? A kiedy i ten zniknie (wcale nie w tajemniczych okolicznościach), szuka do zjedzenia czegoś, co choćby przez chwilkę leżało przy czekoladzie? 😉

O historii tej pyszności, ciekawostkach i tajnikach wyrobu przeczytacie i pooglądacie w słodkiej książce Annie Perrier-Robert „Czekolada. Poradnik smakosza” (Wyd. Wiedza i Życie, 2001).

Słowo „chocolat” pochodzi ponoć od meksykańskiego słowa  „chocoatl” lub „chocollatl”, wywodzącego się od słów „choco” (dźwięk) i „atl” lub „atte” (woda).

Dawniej czekoladzie przypisywano właściwości terapeutyczne, była luksusem dostępnym tylko nielicznym (nie muszę chyba dodawać, że najbogatszym?) Od XVI wieku zasuszone nasiona kakaowca traktowane były jako obiekt płatniczy.

Dzbanek do czekolady.

Na początku XVII wieku pewien pan z Florencji, Antonio Carletti, przywiózł z Indii zwyczaj pijania i podawania czekolady i rozpropagował go we Włoszech. Dopiero stamtąd w XVIII wieku receptura trafiła do Francji, Niemiec, Szwajcarii i Belgii, która słynie obecnie z wyrobu przepysznych czekolad.

Holender o nazwisku van Houten opracował w 1828 r. sposób wytwarzania kakao w proszku, głównego składnika czekolady.

Jego metoda oraz dostęp do morza, który ułatwiał sprowadzenie ziaren kakaowych i dobrze rozwinięta komunikacja rzeczna pomiędzy Holandią a resztą Europy spowodowały, że to Holandia zajęła wysoką pozycję w przemyśle czekoladowym. (Kakao nieodmiennie kojarzy mi się z holenderskim wiatrakiem, które umieszczane jest na opakowaniu).

Zbiór owoców z kakaowca.

A oto sposób pozyskania sypkiego kakao z owocu: po wytłoczeniu masła kakaowego oraz odłączeniu go od papki i oleju pozostaje substancja sucha, tzw. makuchy. Zostają  one rozdrobnione, a potem suszone w temperaturze 18-20 stopni Celsjusza przez dwa dni,  po czym sproszkowane i przesiane.

Kilka ciekawostek kakaowych:

  • Drzewo kakaowe zaczyna owocować po 12 latach, a żyje do 40 lat.
  • Ziarna z jednej jagody ważą przeciętne 100-200 g, średnia waga obranego ziarna to 1,3 – 2,3 g.
  • Wydajne drzewo produkuje ok. 20-25 jagód w ciągu roku, co oznacza, że suche ziarna ze zbiorów ważą 1-2 kg.
  • Plantacja kakaowca zaczyna przynosić dochody dopiero po 6 latach…

Dawniej cukier dodawano do czekolady tylko jako środek konserwujący, dziś oczywiście jako niezbędny składnik, przesądzający o jej smaku, jego proporcje muszą być jednak ściśle określone.

Jeżeli bierzecie do ręki tabliczkę czekolady i na opakowaniu pierwszym z wymienionych składników jest właśnie cukier, to znaczy, że jest go najwięcej, a czekolada jest gorszej jakości. Najlepsza jest oczywiście ta z 70 lub 80% zawartością kakao. Ale czy najsmaczniejsza? 😉

W bibliotece, gdzie użytkownikami są młodzi czytelnicy najpopularniejszym wydawnictwem o czekoladzie jest oczywiście „Charlie i fabryka czekolady” Roalda Dahla.

 

W pewnej popularnej czekoladziarni w centrum Luksemburga klient sam wybiera czekoladę na drewnianej łyżeczce...

...a potem zanurza ją w kubku gorącego mleka 🙂 Mniam!

Read Full Post »

Świątecznie

Wszystkim bywalcom tego bloga

życzę radosnych Świąt!

Iza

Fot. Włodzimierz Puchalski.

Zajączek, który patrzy nas Was powyżej, wytypowany do pełnienia roli zajączka świątecznego, wydobyty został z książki Włodzimierza Puchalskiego „Portrety zwierząt”.

To stary, zapomniany album z 1962 r., wydany przez Instytut Wydawniczy „Nasza Księgarnia”. Mnóstwo w nim czarno-białych zdjęć i innych zwierząt, które autor uwiecznił podczas wypraw w różne zakątki naszego kraju.

Read Full Post »

Z naszej biblioteki korzystają czasem absolwenci. Jedna z byłych uczennic przychodzi w odwiedziny wtedy, kiedy postanawia nie trafić danego dnia do swojej obecnej szkoły. (Wyobrażacie sobie? Na wagary do biblioteki!). Jakiś czas temu wypożyczyła „Nad Niemnem”.

Żeby wprowadzić ją w klimat dzieła Orzeszkowej zaleciłam jej obejrzenie jednego z odcinków Kabaretu Moralnego Niepokoju pt. „Biblioteka”, gdzie natrętny bibliotekarz przepytuje czytelnika z treści oddawanych książek (O „Nad Niemnem” czytelnik ten zapewnia: Czytełem! Oj, podobała mi się, ależ mi się podobaaaała! Taka gruba, ale mi się podobała! Orzeszkowa powinna więcej pisać! Na co bibliotekarz: A jak pan myśli? Dlaczego tyle świata przyrody u Orzeszkowej?…)

Wczoraj absolwentka przyszła oddać książkę. Ciekawa byłam tylko (wzorem tego natręta z kabaretu), czy dała radę powieści – nie ma co ukrywać – nie znajdującej się na liście ulubionych lektur szkolnych.

-Obejrzałam film i przeczytałam streszczenie – powiedziała.

-Wiesz, że film nie jest nigdy wiernym odzwierciedleniem tekstu? – zapytałam.

-Tak, wiem – zapewniła, i jakby chcąc mnie uspokoić, że jednak udało jej się dobrze poznać treść utworu, do powyższych metod zaznajomienia się z nim dodała jeszcze jeden:

– Rozmawiałam z osobami, które to przeczytały.

Rozbroiła mnie tym argumentem zupełnie. 😉

Sposobów, żeby poznać treść książki, jak widać, jest wiele. Jednym z nich pozostaje jednak ciągle czytanie – bryków czy innych opracowań. Kiedyś ukazała się nawet pozycja o tym, że można prowadzić ożywione dyskusje o lekturach, o których się nie ma pojęcia. Napisał ją Pierre Bayard, a nosi tytuł „Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało” (Wyd. PIW, 2008).

W takiej dyskusji może być w pewnym sensie pomocny mój niedawny zakup: „Mikstura czyli komiks i literatura” (Wyd. G+J, 2008). To niekonwencjonalny, satyryczny zbiór streszczeń 55 arcydzieł literatury światowej dokonany przez Roberta Jazze Niederle. Każdy z jego krótkich tekstów zilustrowany jest komiksem. W oryginale książka ukazała się w Austrii. Na potrzeby polskiego przekładu wydanie poszerzono o kilka tytułów, a rysunki do nich stworzyli polscy rysownicy.

Znajdziemy tam omówienia (chociaż w tym przypadku użycie słowa „omówienie” będzie chyba nadużyciem) m.in. takich książek: „Pachnidło”, „Imię Róży”, „Władca pierścieni” „Biblia”, „Iliada” oraz… „Pippi Langstrump”.

Tak to wygląda - po lewej krótki opis, po prawej komiks o danym dziele.

Tytuły wybrało, jak wyjaśnia we wstępie Niederle, paru czytających Austriaków, którzy zastanawiali się, „jakie są najbardziej godne lektury, a tym samym najcenniejsze dzieła literatury światowej.”

Oto próbka tego, na co możemy trafić w książce Roberta J. Niederle, autora z dużym poczuciem humoru:

Don Kichot ma nierówno pod sufitem. Wkłada stary zardzewiały pancerz, wsiada na szkapę i wyrusza w świat, ubzdurawszy sobie, aby naśladować czyn swoich bohaterów z powieści rycerskich. Dzięki temu staje się sympatycznym, cudacznym bojownikiem o wszystko, co szlachetne i piękne. (…) Chociaż Don Kichot wychodzi z każdej walki posiekany niczym befsztyk tatarski, jakby zamalował graffiti nowojorskiego gangu ulicznego, nigdy nie daje się zbić z tropu, a tym bardziej pokonać.


Romeo dowiaduje się o śmierci swej najmilszej, pędzi do jej grobu i rozpoznaje jej rzekome zwłoki. Życie traci dla niego sens. Wyciąga flakonik z trucizną – który każdy dżentelmen powinien nosić przy sobie – i odbiera sobie życie obok pozornie martwej. Julia budzi się, widzi Leonarda DiCaprio i ze zgryzoty zatapia nóż w swym sercu.

Cena wydrukowana na książce to 34 zł. Kupiłam ją (oczywiście na wyprzedaży „Matrasowej”) za 9,90, co i Wam polecam zrobić!

Read Full Post »

Older Posts »