Wydaje się, że to było wczoraj: na jednej z uliczek odchodzących od krakowskiego Rynku Głównego (czy Szewskiej?) obchodzono hucznie 90. urodziny Czesława Miłosza. Zjawił się tam osobiście z żoną Carol, były kwiaty, życzenia i różne atrakcje. Rozdawano wtedy taką pocztówkę okolicznościową (mam ją nadal, przetrwała w moim biurku):
A tu dziś mija już 100 lat od urodzin poety. Dlatego też rok 2011 ustanowiono Rokiem Miłosza. Większość zaplanowanych w ramach tego Roku wydarzeń, choćby poetycki Festiwal Miłosza, odbywała się w Krakowie, ale akurat dziś obchody przeniosły się do Krasnogrudy, gdzie w dworku należącym do rodziny pisarza ze strony matki otworzono Międzynarodowe Centrum Dialogu.
Z Miłoszem kojarzyć będą mi się już zawsze moje osobiste sukcesiki literackie, bo dosyć dawno temu w konkursie „Twórczość ze szkolnej ławy” dostałam jako nagrodę jego „Zniewolony umysł”. Miałam wtedy 13 lub 14 lat, więc po lekturze nie zrozumiałam jeszcze wielu rzeczy, dopiero kilka lat później nadrobiłam zaległości w odbiorze. „Zniewolony umysł” polubiłam jednak bardzo, bo mam w nim wpisy gratulacyjne i życzenia sukcesów literackich w przyszłości.
Kiedyś zaczytywałam się w pewnej małej książeczce wydanej przez „Znak” – „Przeciw poetom” Witolda Gombrowicza – czyli dialogu o poezji z Czesławem Miłoszem (wyd. 1995 r.) To urocza kłótnia o poezję. Podobała mi się odwaga Gombrowicza w publicznym przyznaniu, że poezji nie lubi. Tak na jego list odpowiedział wtedy Czesław Miłosz:
Panie Gombrowicz!
Pan ośmieliłeś się napaść w brutalny sposób na poezję i poetów. Pan obrażasz uczucia tysięcy ludzi, którzy piszą wiersze i z drżeniem serca czekają na odpowiedź z redakcji. Pan podgryzasz fundamenty bytu działaczy na niwie kultury, którzy czerpią dochód z kultu wieszczów. Pan niszczysz i mnie, który wypowiadam się niekiedy mową wiązaną. To wszystko można byłoby Panu wybaczyć, gdyby Pan nie miał racji. Ale Pan, mówiąc, „iż nikt prawie nie lubi wierszy i że świat poezji wierszowanej jest światem fikcyjnym oraz sfałszowanym”, ma całkowitą słuszność. (str. 43)
Pod jakimi warunkami Miłosz przyznaje Gombrowiczowi w tej kwestii rację – musicie doczytać już sami.
W tej samej książce zamieszczono też tekst „Pięćdziesiąt lat później”, w którym Miłosz napisał m.in.:
Porwane (…) nurtem zbiorowej potrzeby utwierdzania się w wielbieniu poszczególne drobiny ludzkie też chcą zostawić swój ślad i oto co drugi on albo co druga ona zaczyna pisać wiersze, podczas gdy wśród pasażerów każdego tramwaju czy autobusu dałoby się wyłowić zastęp marzycieli, przymierzających się do powieści. (str. 69)
Teraz inaczej odczytuję te słowa, bo wiem, że i Miłosz potrzebował akceptacji dla swojej twórczości, domagał się od przyjaciół oceny (tylko pozytywnej) i bardzo chciał właśnie „zostawić swój ślad”. Kiedy czytałam je po raz pierwszy zupełnie niepotrzebnie bardzo się nimi przejęłam i wzięłam je do siebie.
Z okazji obchodów Roku Miłosza wróciłam do lektury „Roku myśliwego” (wyd. 1991 r.) Czytam więc i uśmiecham się do jego myśli:
Przegroda dzieląca życie od śmierci tak cienka. Niewiarygodna kruchość naszego organizmu, tak że nasuwa się wizja: rodzaj mgły zgęszcza się w kształt ludzki, trwa chwilę i zaraz rozwiewa się. (str. 56)
Zawsze zdawało mi się, że świadomość leczy. To znaczy, że zapobiega powtarzaniu tego, co raz uświadomione, aż tak bardzo, że potrafi zażegnywać śmierć, skoro powtarzalności śmierci jesteśmy świadomi. Dowodzi to, że moja myśl była mitologizująco- dziecinna. Ileż to stronic druku poświęcono np. ludzkiej próżności, przeanalizowano ją wzdłuż i wszerz i nic nie pomaga, najbardziej świadomi jej wybiegów ulegają jej i narażają się na drwiny bliźnich przenikliwych w śledzeniu cudzych wad, nie swoich. (str. 133)
A na koniec, żeby postać Miłosza, dostojnego poety i noblisty trochę odbrązowić, przytoczę fragment wywiadu z jego synem, Anthonym, który ukazał się dziś w „Dużym Formacie” (nr 24/2011):
„Na przyjęciach uniwersyteckich Amerykanie siedzą, rozmawiają, nie przychodzą tam, żeby rozrabiać, więc ja [ojcu] zarzucałem, że czasami w tym pierwszym okresie potrafił trochę za bardzo się wyróżniać. Tak samo mama miała mu za złe, że potrafił wypić więcej niż inni i być w towarzystwie tym jedynym, który się wygłupia.”
A o jakie wygłupy chodziło synowi poety? Wyjaśnia to fragment listu Miłosza do Jerzego Andrzejewskiego:
Tony mnie łaje, że nie umiem zachować godności profesora (…) i na moje chodzenie na czworakach patrzy niechętnie.
Serdeczne życzenia składam wszystkim urodzonym tego dnia, szczególnie Pawłowi, który tak jak Miłosz, urodził się 30 czerwca, tylko kilkadziesiąt lat później.