Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Styczeń 2020

Od lat słyszę, że bibliotekarze są zupełnie niedocenianą grupą zawodową. A już bibliotekarze szkolni! – szkoda gadać…
Dlatego napiszę tutaj o pewnym miłym geście, który przeczy tej opinii.

Od 7 stycznia 2020 r. trwa plebiscyt „Dziennika Zachodniego” – Osobowość Roku 2019. Po dwóch tygodniach jego trwania przypadkiem dowiedziałam się, że moje nazwisko znajduje się na liście nominowanych. W pierwszej chwili zareagowałam złością – byłam przekonana, że ktoś zrobił sobie głupi żart. Dopiero kiedy zadzwoniłam do redakcji „Dziennika Zachodniego” i dowiedziałam się, że to sami dziennikarze zgłosili moją nominację do plebiscytu, złość ustąpiła radości. Nieczęsto zdarza się, że osoby z zewnątrz uznają za wartą wyróżnienia pracę na rzecz biblioteki i społeczności (w tym przypadku szkolnej).

Walka w ogólnopolskim konkursie Empiku „Tysiąc powodów by czytać” trwała miesiąc i był to czas wyjęty z życiorysu. Żeby wygrać dla biblioteki szkolnej 1000 książek zajmowałam się nadzorem nad konkursem od rana do później nocy – przysporzyło mi to wielu siwych włosów i odjęło kilka kilogramów. O tym wszystkim nie musieli przecież wiedzieć ci, co zgłosili moją kandydaturę. Mimo wszystko uznali, że warto wpisać na listę nominowanych bibliotekarkę szkolną. To bardzo miłe.

Jest plebiscyt, jest więc głosowanie. Za nominację podziękowałam „Dziennikowi Zachodniemu”, ale napisałam też znajomym na FB: ponieważ cała zabawa jest (oczywiście) płatna, nie proszę Państwa o żadne smsy – tę informację podaję jako ciekawostkę, bo przecież już sama nominacja jest nobilitująca!
I tak jest! 🙂

Warto zaznaczyć, że nie jestem jedyną osobą związaną z biblioteką i nominowaną w kategorii „Działalność społeczna i charytatywna” w moim powiecie. Na liście znajduje się też dyrektorka Gminnej Biblioteki Publicznej, a więc biblioteki górą! 🙂

Tutaj lista nominowanych: https://dziennikzachodni.pl/p/kandydaci/osobowosc-roku-2019%2C1006591/?groupId=60077&fbclid=IwAR1Ff49hfjqvA2N-AxVvyGe_Wm8CIVTKXVHSjmYW2n2Ax0zliz14VjVqQAw

Read Full Post »

„Babiniec. Herstoria będzińska” to wielogłos o kobietach, które związane były z moim miastem: albo tutaj się urodziły, albo mieszkały, zaś to, co je wszystkie łączyło, to doświadczenie wojny i żydowskie pochodzenie. Żeby przywrócić je miastu i pamięci obecnych mieszkańców kilka kobiet współczesnych postanowiło spleść swoje historie z biografiami tych zapomnianych. Wszystko pod kierunkiem i redakcją Patrycji Dołowy, pisarki i artystki multimedialnej (to w wielkim skrócie, zajrzyjcie tutaj!) autorki niezwykłej książki „Wrócę, gdy będziesz spała” (Wydawnictwo Czarne, 2019).

Tam wszystko się zaczęło: pomiędzy dwoma niższymi budynkami uliczka, gdzie mieści się siedziba Fundacji Brama Cukermana – dawny dom modlitwy. Legenda głosi, że był tam też babiniec, czyli oddzielne miejsce przeznaczone dla modlących się Żydówek.

W naszym wydawnictwie znalazły się więc zarówno teksty osobiste, jak i próby literackie bazujące na historiach związanych z Będzinem kobiet: Dory Diamant, Chajki Klinger, Cyrli Szajn, Racheli Zelmanowicz-Olewski, Heleny Warszawskiej, Dory Reym. O tej ostatniej pisałam m.in. ja (rozdział „Miejsca”, s. 74-87.)

Przypominanie historii będzinianek to tylko jedna z aktywności w ramach projektu „Babiniec – mieszkanki, artystki, animatorki” trwającego od czerwca do września 2019 r. w Fundacji „Brama Cukermana” w Będzinie – organizatora projektu. (Autorkami i kuratorkami projektu były Iza Grauman, Karolina Jakoweńko).

Poza tym były jeszcze m.in. warsztaty z cieniami, które koordynowała artystka wizualna Aga Szreder. To z jej inspiracji podczas finału „Babińca” na ścianach kamienic w centrum Będzina pojawiły się cienie instalacji nawiązujących do biografii naszych bohaterek. Niecodzienne wydarzenie i niezwykłe przeżycie dla nas, autorek tych prac i tekstów. Gdyby Dora – opuszczając swoje mieszkanie przy ul. Małachowskiego 36 wiedziała, że za niemal 80 lat ktoś zada sobie trud przełożenia historii jej życia na cień, który przysiądzie na fasadzie tego budynku… Gdyby one wszystkie wiedziały…

Cień poświęcony Cyrli Szajn autorstwa Agi Szreder rzucony na budynek dawnego sierocińca przy ulicy Sienkiewicza 17. Cyrla przyczyniła się do powstania tego miejsca.

—-

Szczegółowe informacje o przebiegu całego projektu (bo był też haft, szycie i pozowanie, spacery po mieście w poszukiwaniu śladów naszych bohaterek, ale też śpiew i ruch w towarzystwie instrumentów) można znaleźć na stronie:

http://www.bramacukermana.com/new/babiniec-mieszkanki-artystki-animatorki/

Tam również można pobrać plik pdf z książką „Babiniec. Herstoria będzińska”.

Uczestniczki „Babińca” (nie wszystkie) ze swoimi portretami namalowanymi przez Liszkę Stefek (po prawej). Promocja książki w Miejskiej i Powiatowej Bibliotece Publicznej w Będzinie – 9 stycznia 2020 r.

Read Full Post »

W 2017 roku w Będzinie zmieniono nazwy niektórych ulic. Najbliższe mojemu sercu ulice z dzieciństwa – Podsiadły i Pstrowskiego otrzymały odpowiednio nazwy: Rutki Laskier i Stanisława Wygodzkiego. I o ile pierwsze nazwisko jest albo znane, albo przynajmniej kojarzone przez mieszkańców miasta, o tyle drugie przywołuje na twarz zakłopotanie przykrywające niewiedzę.

Dziś, 13 stycznia, przypada rocznica urodzin Wygodzkiego – poety i pisarza urodzonego w 1907 roku Będzinie, i związanego z naszym miastem do 1943 roku. Znający historię Będzina już zgadują, co może oznaczać ten rok, i jakie były losy będzinianina pochodzenia żydowskiego. Po likwidacji getta na Kamionce (właśnie tam znajduje się teraz ulica, której patronem jest pisarz) Wygodzki trafił do obozów w Oświęcimiu, Oranienburgu, Sachsenhausen i Dachau. Udało mu się przetrwać to piekło – w 1947 roku wrócił do Polski i zamieszkał w Warszawie. Pracował m.in. w Ministerstwie Kultury i Sztuki, w Polskim Radiu, gdzie pełnił funkcję redaktora naczelnego działu literackiego.

Debiutował tomikiem wierszy („Apel” i „Żywioł liścia” w latach 30. XX wieku), ale pisał także wzruszające opowiadania o Będzinie z czasów okupacji, za które należałaby mu się jedna z głównych, a nie tylko maleńka, skromna uliczka gdzieś na końcu miasta.

Tak się składa, że na tej uliczce mieszkałam zaraz po urodzeniu, mieszkały tam również moje babcie, więc spędziłam na niej pierwsze lata życia. Po przemyśleniu sprawy jednak cieszę się, że patronat właśnie nad moją dawną ulicą dostał autor „Basów” i „Koncertu życzeń”. (Druga ulica, na której mieszkałam, to Rutki Laskier (!)).

Wygodzki był uznanym poetą, pisarzem i tłumaczem (z literatury niemieckiej i żydowskiej). W 1949 został odznaczony Orderem Sztandaru Pracy II klasy, a w 1959 Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

Pisał również dla dzieci – mój syn uwielbia jego książkę „Uciekł lew”. Kupiliśmy ją na allegro – wydanie z 1965 roku, niestety od tamtej pory nie było wznowień tej rewelacyjnej opowiastki.

Stanisław Wygodzki „Uciekł lew”. Nasza Księgarnia 1965. Ilustrował Ignacy Witz.

Wygodzki wyjechał z kraju – wiadomo – w 1968 roku. Jak piszą w Wikipedii: głównie z powodu szykan wobec jego dzieci: Adama i Ewy, które miał z drugą, poznaną po wojnie, żoną Ireną.

Historia jego pierwszej rodziny jest boleśnie tragiczna. W sierpniu 1943 roku, w pociągu wiozącym do obozu Auschwitz-Birkeanu tysiące mieszkańców Będzina, Wygodzki  – wiedząc, co czeka ich na miejscu – podaje sobie, swojej żonie i córeczce luminal… Niestety, sobie wymierzył zbyt małą dawkę trucizny. Jak można się domyślić, niezgoda na te śmierci nigdy go nie opuści. Sam pisze o tym w wierszu pochodzącym ze zbioru „Pożegnanie”:

Stanisław Wygodzki „Pożegnanie”. Czytelnik 1990.

Stanisław Wygodzki zmarł w 1992 roku w Tel Awiwie.

Read Full Post »

16 lat temu o poranku na chwilę stanęło mi serce.

Byłam akurat na tyłach biblioteki gimnazjalnej, między regałami, kiedy usłyszałam w radiu tę informację: w Krakowie zmarła Dorota Terakowska. Dziennikarka, autorka poczytnych książek. Wtedy: bestsellerów.

Poczułam ucisk w piersiach. Stałam jak sparaliżowana. Przed oczami wielka ciemna plama, zaraz potem jasna, i wszystko rozmazane. Nie wiem, ile tak stałam – bez ruchu, w niezgodzie na tę wiadomość…

Dopiero później wyciągnęłam komórkę i zajrzałam do ostatnich smsów od pisarki: „jestem na chwilę w szpitalu, jak tylko wyjdę, skontaktujemy się…”

Napisałam o Dorocie Terakowskiej pracę magisterską, dzięki temu miałam możliwość bliżej ją poznać. Potem, już po skończeniu studiów, regularnie mailowałyśmy.

Bardzo liczyłam się z jej zdaniem. Byłam dumna, że pisarka, której powieści cieszą się ogromnym powodzeniem znajduje czas, żeby do mnie pisać. I to nie zdawkowe, krótkie maile, tylko takie, które świadczą o tym, że dobrze przeczytała to, co wcześniej ja napisałam do niej. Każdy mail od Doroty Terakowskiej to było święto.

Z jej śmiercią tak trudno było mi się pogodzić, że pisałam o tym nawet do osób, które ją znały, ale mnie już niekoniecznie, np. do Olgi Tokarczuk. Odpisała pięknie i pocieszająco. Pamiętam, że po tym mailu naprawdę zrobiło mi się lepiej…

 

To była nietuzinkowa postać. Tak pisałam w recenzji książki jej córki – Katarzyny T. Nowak „Moja mama czarownica”:

Przejdźcie przez życie tak, jak Terakowska, tylko spróbujcie! Wariacko, niebanalnie, z rozpędem i pasją. Energicznie, kiedy trzeba, melancholijnie – kiedy indziej. Po mistrzowsku. Nie umiecie!

Czytaliśmy sobie, czytaliśmy te powieści pani Doroty i jawił się nam obraz autorki trochę wyidealizowany, słodki, czuły – nie ma co zaprzeczać.

I nagle trraach!!! Katarzyna T. Nowak bezlitośnie wdziera się w te nasze wyobrażenia ze swoją opowieścią. I wtedy ta Dorota – ta Dorota od Aniołów, Myszki i „Ono” – okazuje się „straszną Terakowską”: nagłą burzą, złośliwą nawałnicą, upartą zawziętością.  Czarownicą!…

W czasach, kiedy z fantasy kojarzyli nam się wyłącznie J.R.R. Tolkien i Ursula Le Guin (trudno uwierzyć, że to było całkiem niedawno!), Dorota Terakowska już zyskiwała wiernych czytelników, tworząc swoje światy wypełnione magią. Nawet zanim moda na fantasy zaczęła się na dobre dzięki J.K. Rowling.

Dzięki Kasi T. Nowak debiutowałam w książce – właśnie we wspomnianej biografii  Doroty Terakowskiej…

Pamiętam, że Empik był wtedy w Katowicach przy ulicy Piotra Skargi. Podekscytowana, drżącą ręką podniosłam z póki egzemplarz „Mojej mamy…” i zajrzałam do indeksu. Zalała mnie fala gorąca, bo znalazłam swoje nazwisko, a to znaczyło, że w książce umieszczono ostatecznie moje wspomnienie o tym, jak zawiozłam DT moją pracę magisterską… Niesamowite uczucie.

Jak zawiozłam DT moją pracę magisterską. Fragment książki Katarzyny T. Nowak „Moja mama czarownica. Opowieść o Dorocie Terakowskiej” Wydawnictwo Literackie 2005.

Dorota Terakowska była czarownicą, to pewne. O niezwykłym wydarzeniu, które miało miejsce podczas tworzenia tamtej recenzji napisałam w tym wspomnieniu. Przeczytajcie, jak można dać o sobie znać już po przejściu na drugą stronę:

Wspomnienie o Dorocie.

A tak pięknie wspominali pisarkę przyjaciele z Wydawnictwa Literackiego:

http://terakowska.art.pl/memory.htm

 

Strona pisarki: http://terakowska.art.pl/

—–

Moje teksty o Dorocie Terakowskiej:

„Dlaczego Terakowska niezwykłą pisarką była” – „Guliwer”  2/2004,  s. 11-14.

Czytelniczka o spotkaniu promocyjnym książki K.T. Nowak. – Kurier Wydawnictwa Literackiego 2005

„Czarownice to nie wymysł” – recenzja książki „Moja mama czarownica” Katarzyny T. Nowak– „Guliwer” 4/2005,  s. 42-45.

„Wspomnienie. W piątą rocznicę śmierci Doroty Terakowskiej” –  „Guliwer” 4/2008,  s. 10-12.

Read Full Post »