Moja koleżanka koniecznie chciała przeczytać wydaną niedawno książkę Marka Niedźwieckiego.
Przed świętami wybrała się do księgarni i wzięła wspomnienia dziennikarza radiowego do ręki.
Otworzyła na pierwszej stronie, przebiegła wzrokiem i… nie kupiła. Powiedziała, że w święta chciałaby przeczytać coś optymistycznego, a te wspomnienia na pewno będą smutne.
To po tych zdaniach była o tym święcie przekonana:
Kiedyś myślałem, że to ja wybrałem samotność. Teraz podejrzewam, że to samotność wybrała mnie, a ja z czasem ją polubiłem.
Tylko że książka „Nie wierzę w życie pozaradiowe” (Wyd. Agora SA) nie jest smutną opowieścią.
To historia pewnego nieśmiałego chłopca z małej miejscowości Szadek, którego ojciec widział w przyszłości jako masarza, czyli pana od robienia wędlin. Młodzieniec zaś, zamiast wciskać mięsiwo w kiszki postanowił na kiszki oddziaływać w trochę odmienny sposób: puszczać ludziom w radiu taką muzykę, że im w brzuchu coś ściska z radości, wzruszenia, albo nostalgii. Dla mnie Niedźwiecki nie został masarzem – ale masażystą muzycznym ludzkich dusz 🙂
Jego historia to historia wielkiej pasji i spełnienia – młody Marek marzył o pracy w radiu, a teraz, od wielu, wielu lat po prostu to robi (wiem, co to znaczy spełnienie zawodowe, bo doświadczam tego samego – na pewno nie jest to nic smutnego).
To bardzo oszczędne wspomnienia. Niedźwiecki mógłby napisać i tysiąc stron o tym, gdzie bywał, co zobaczył i z kim rozmawiał (a już na pewno o korespondencji od rozkochanych fanek) – a napisał tylko 150, z czego i tak trzeba odjąć trochę na zdjęcia, których jest w książce dużo.
Zamieszczono też wiele urywków z jego pamiętnika, prowadzonego od początku studiów, a więc już kilkadziesiąt lat! Po lekturze książki wiem też, że uwielbia notować nie tylko oficjalne listy przebojów radiowych, ale tworzy na użytek własny (i czytelników przy okazji) inne zestawienia: najładniejszych miejsc z podróży, osobistą listę „muzyki ciszy”, czy przebojów związanych z pierwszym wylotem do Ameryki …
Dziennikarz radiowej Trójki uchyla nam trochę drzwi do swojej prywatności. Lubi powtarzalność czynności i nie lubi, kiedy ktoś ją zaburza. Jeżeli musi już znosić odwiedziny, to oczywiście raczej krótsze niż długie. Lubi: zaszyć się w domu pośród płyt, dobre wino do dobrego filmu – najlepiej amerykańskiego horroru, zapach pomidorów, jabłek, mango. Kiedy irytuje go jakaś audycja w radiu, włącza sobie smutną płytę i od razu jest mu weselej…
A to utwór nr 1 na osobistej liście Marka Niedźwieckiego, którą układał podczas lotu nad USA w 1987 roku.
Najlepsze jest to, że po lekturze tej książki, dzięki której poznajemy przecież trochę lepiej jej autora, i tak czuć niedosyt.
I dalej nie wiadomo, czy Marek Niedźwiecki to „Nocny Marek, outsider czy już dziwak? Młodzian w przydługim swetrze, którym zawładnęła pasja, czy introwertyk nieprzystosowany do życia w stadzie?”
I bardzo dobrze. Umielibyście napisać o sobie ponad sto stron a mimo tego pozostać tajemniczymi?