Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Wrzesień 2011

Jak wyczytałam w kalendarzu świąt nietypowych – 27 września obchodzony jest  Światowy Dzień Turystyki.  Sprytnie wykorzystam tę okazję i zabiorę Was w krótką wycieczkę po miejscach, gdzie latem planowałam odpocząć od pracy. Niestety, trafiałam zazwyczaj na tereny o klimacie silnie książkowym (jak wspomniane niżej miasteczko Redu), a przed obiektyw pchały mi się głównie obiekty, które znam doskonale z racji wykonywanego zawodu.

Lille – oto charakterystyczny budynek tego miasta (u podnóża tulipanki, które postawiono tam w 2004 roku, kiedy Lille nosiło miano Europejskiej Stolicy Kultury). Budynek w kształcie litery „L” kojarzy się oczywiście z nazwą miasta, ale dla mnie skojarzenie było inne – „L” jak literatura, lire, leggere (czyli: czytać).

Uciekłam spod śmiesznego budynku na główny plac miasta. Tam nogi same zniosły mnie na pewien dziedziniec,  gdzie… sami zobaczcie:

Uliczna sprzedaż książek prześladuje mnie w każdym miejscu, w którym postawię nogę. Cóż, przeznaczenie… 😉

Teraz Nancy – tam po wygnaniu z Polski osiadł nasz król, Stanisław Leszczyński. Był księciem Lotaryngii i dlatego na głównym placu miasta stoi jego pomnik. To miłe – w dalekiej Francji natknąć się w centrum na pomnik Polaka – i króla w dodatku! Tak go tam polubili, że nawet księgarnię nazwali jego imieniem…

A propos księgarni: podróżując stwierdziłam, że na zachodzie modne są księgarnie dedykowane tylko młodym czytelnikom, czego u nas w kraju brakuje. Poniżej dwie przykładowe księgarnie dla najmłodszych:

Księgarnia dla dzieci w Antwerpii.

Księgarnia dla dzieci w Cremonie (Włochy).

No i teraz muszę zwrócić honor Polsce, bo będąc tego lata w Bielsku-Białej trafiłam przy ul. Wzgórze niedaleko Starego Miasta na taką właśnie księgarnię dziecięcą:

Podczas podróży co rusz trafiałam też na antykwariaty. Jak wygląda taki sklep i co się w nim znajduje, wiadomo. Ale tylko w antykwariacie w Awinionie na wystawie dumnie prezentował się taki oto stróż (i nie był to – jak zazwyczaj bywa – kot książkowy):

W szybie odbijają się postaci przechodniów po drugiej stronie ulicy. Na dole po prawej maskotka antykwariatu.

Na duet „kot i książka” trafiłam za to w małym miasteczku Valenciennes, gdzie nie oparłam się oczywiście chęci zrobienia zdjęcia miłej i urokliwej jadłodajni, o pięknej nazwie „U kota, który czyta” 🙂

A na koniec obrazek, który mnie rozczulił. Zdjęcie zostało zrobione na maksymalnym przybliżeniu, w dodatku nocą, dlatego musicie wybaczyć nie najlepszą jego jakość.

Nicea, zaraz po północy, turyści przelewają się głównym deptakiem miasta, ciągnącym się wzdłuż wybrzeża. W kasynach zaczyna się gra, w innych miejscach – zabawa, a tu pewien pan, na balkonie bardzo drogiego hotelu, wśród tego zgiełku – czyta. Moje bibliotekarskie oczy wypatrzyły tą nietypową, nocną nicejską namiętność 🙂

Read Full Post »

Przynosicie mi makulaturę, spełniam więc Wasze czytelnicze marzenia.

Na prośbę uczniów kupiłam ostatnio do biblioteki:

Małgorzata Budzyńska „Ala Makota. Jacek” (Wyd. Znak) – pożądana z wiadomych względów – kilka wpisów wcześniej informowałam o konkursie związanym z tą książką.

Rachel Ward „Numery. Czas uciekać” i  „Numery. Chaos” (Wyd. Wilga). Kiedy usłyszałam, że chcecie czytać o tym, jak to jedna dziewczyna widziała w oczach innych datę ich śmierci, śmierć sama zajrzała mi w oczy.

Odrzuciwszy jednak wstępne uprzedzenia, postanowiłam zbytnio nie cenzorzyć, tylko docenić chęć czytania. Kiedy dowiedziałam się jeszcze, że książka cieszy się wielkim powodzeniem i została dwukrotnie nagrodzona, wszystkie uprzedzenia co do treści uleciały w siną dal.

Jeżeli uda mi się rzecz przechwycić pomiędzy jednym a drugim czytelnikiem zapisanym w kolejce, sama odkryję, co to za numer z tych „Numerów”…

Wiesław Adamczyk „Kiedy Bóg odwrócił wzrok” (Wyd. Rebis) – cieszy mnie, że chcecie czytać o II wojnie światowej, chociaż według nowej podstawy programowej od tego roku szkolnego tematyka ta nie obowiązuje już w gimnazjum (treści przerzucono lekką ręką do liceum).

„Kiedy Bóg odwrócił wzrok” to wspomnienia autora, który jako małe dziecko został podczas wojny zesłany z rodzicami na Syberię. Trasa jego tułaczki wiodła ostatecznie przez pół świata.

„Magazyn Literacki Książki” przyznał temu wydawnictwu tytuł „Książka Roku 2010”.

Wartość zakupionych książek = 253 kg makulatury.

Read Full Post »

W ubiegły czwartek na rynku pojawiła się książka o znamiennym tytule „Koniec epoki kredy” (Wydawnictwo „Agora SA”). Jej autorką jest Aleksandra Pezda, dziennikarka pisząca do „Gazety Wyborczej” o sprawach oświaty.

Jak nadążyć za pokoleniem, które urodziło się z myszką w dłoni i klawiaturą przyrośniętą do palców? Jak zrozumieć współczesne internetowe fascynacje dzieci i młodzieży, a potem oswoić je z pożytkiem dla nich i dla nas?

Podtytuł na okładce zdradza nam treść książki: „YouTube, Facebook, blogi, Wiki w klasie”. To przewodnik z pomysłami, jak wykorzystać możliwości internetu w pracy z uczniem. Jak urozmaicić nauczanie i aktywizować młodzież, sprawić, by wiedza wchodziła uczniom do głowy od niechcenia, przy okazji spędzania czasu w ich ulubiony sposób – kiedy są podłączeni do sieci.

Wszystkie rozdziały mają identyczny układ: krótkie wprowadzenie do danego zagadnienia (blog, Wikipedia itd.), przykłady tych, którzy wykorzystują te aplikacje do dzielenia się wiedzą,  proste wskazówki, jak dołączyć do grona obeznanych z tematem (korzystających z Facebooka, czy wrzucających filmik na YouTube).

Książka pisana jest z myślą o nauczycielach i rodzicach, ale według mnie to doskonałe kompendium dla wszystkich, którzy w prosty sposób chcą przyswoić wiedzę o najpopularniejszych usługach internetowych.

Szczególnie miło pisać mi o tej książce i polecać ją Wam, ponieważ w części poświęconej blogom, wśród zaledwie kilku opisanych przez autorkę, znalazł się również rozdział o tym, który czytacie w tym momencie – o blogu naszej biblioteki szkolnej!

Read Full Post »

Miłośnicy komunikacji tramwajowej mieli dziś prawdziwe używanie! Zajezdnia Tramwajowa w Będzinie zorganizowała Dzień Otwarty, podczas którego można było obejrzeć paradę tramwajów (m.in. słynnej N oraz 102Na wyprodukowanych przez „Konstal”) i wystawę taboru technicznego, pod okiem motorniczego-instruktora samodzielnie poprowadzić tramwaj, czy zgłębić tajniki jego części składowych.

Najnowszy nabytek Tramwajów Śląskich, wagony typu E1, które zakupiono w Wiedniu i zmodernizowano, paradował szczególnie efektownie, bo… wypadł z szyn przy będzińskim zamku.

Zakochanym w tramwajach polecam bardzo ciekawą książkę „Tramwaje górnośląskie. Tom 1: Tramwaje katowickie do 1945 roku” wydaną przez „Eurosprinter” z Rybnika w 2010 r. Autorami są Krzysztof Soida, Zbigniew Danyluk i Przemysław Nadolski, którzy – jak na autorytety w dziedzinie tramwajów i kolei przystało – z ogromną dokładnością podeszli do tematu.

W monografii opisano historię tramwajów wąskotorowych, rozwój sieci komunikacyjnej do 1922 r., tramwaje w niemieckiej i polskiej części Górnego Śląska do 1939 r.,  ich  dzieje wojenne, tabor tramwajowy (ze schematami wagonów) i infrastrukturę torową. W opracowaniu znajduje się też rozdział poświęcony tramwajom w Zagłębiu Dąbrowskim.

Wszystko zilustrowane jest mapkami, rysunkami i doskonałymi zdjęciami archiwalnymi, na których oprócz zabytkowych pojazdów szynowych zobaczyć można, jak wyglądała architektura największych miast Śląska i Zagłębia w początkach XX wieku. Z zainteresowaniem oglądałam fotografie, na których widać tor wzdłuż ul. Kościuszki w Będzinie (po którym już dziś ani śladu), czy układanie torów przy zbiegu Potockiego i Modrzejowskiej (w 1928 r.), gdzie od dawna nie słychać pisku kół na szynach.

W przygotowaniu kolejny tom wydawnictwa poświęcony powojennej historii tramwajów górnośląskich (oraz oczywiście zagłębiowskich).

A poniżej fotograficzna migawka z dzisiejszej imprezy tramwajowej:

Na tle będzińskich zabytków: zabytkowy skład "Konstal" N z wagonem 4ND1.

Przegubowy 102Na. W tle "nerka" będzińska, czyli rondo-skrzyżowanio-pętla.

Jeżdżę tramwajami od dzieciństwa, ale nigdy nie widziałam zimą tego pługu na torach.

Próba przejęcia pługu 🙂

Chętni do poprowadzenia tramwaju czekali w bardzo długiej kolejce.

Ten "Konstal" N był dziś trochę niedysponowany...

Logo Tramwajów Śląskich na wagonie 4ND1.

Wnętrze przegubowego 102Na. Jeszcze niedawno jeździły po torach Górnego Śląska.

Kasownik - dziurkacz w 102Na.

Na trasie do Dąbrowy. Wnętrze wagonu doczepnego 4ND1.

Korba nastawnika jazdy w ence ("Konstal" N).

A to właśnie tramwaj, który nie chciał jeździć dzisiaj po szynach. Trudno mu się chyba przestawić z torów wiedeńskich na będzińskie.

Tramwaj można było zobaczyć także od spodu.

Read Full Post »

To bardzo miła historyjka o tym, jak się coś udaje, kiedy człowiek się zaweźmie:

Pod koniec poprzedniego roku szkolnego przyszedł do mnie uczeń z pytaniem, czy mam w bibliotece książkę „Gdzie się podziało moje dzieciństwo”. Nie miałam. Uczeń zapytał, czy mogłabym ją w takim razie kupić, bo bardzo chciałby przeczytać. Podobno był w bibliotece miejskiej, a nawet w księgarni, ale tam też książki nie było. Akurat dysponowałam drobną gotówką, zapisałam więc tytuł i rozpoczęłam polowanie na zamówiony egzemplarz. Polowanie okazało się nieudane, bo książka była rzeczywiście niedostępna – w księgarniach brak, w hurtowniach nakład wyczerpany, na allegro – nic. W antykwariacie też nie było. Uczniowi powiedziałam, że nie dałam rady zrealizować jego zamówienia…

Wczoraj w bibliotece zjawił się ten sam uczeń i pierwsze, o co zapytał, to czy nie udało mi się przypadkiem kupić tej książki przez wakacje, bo on bardzo, ale to bardzo chciałby ją przeczytać…

On wyszedł, a ja pomyślałam: Młodzież mi tu chce czytać i prosi o książkę, a ja nie potrafię jej zdobyć? A właśnie, że zdobędę! Spod ziemi, a dostanę! Ta długofalowa determinacja mnie urzekła, przyznaję… Sprawdziłam więc ponownie księgarnie internetowe i allegro – bez powodzenia. A potem weszłam na stronę wydawcy, znalazłam numer telefonu i zadzwoniłam. Wyjaśniłam pani skąd dzwonię i po co, ale usłyszałam tą samą, co wszędzie, odpowiedź:  „nie mamy, nakład wyczerpany”. Wspomniałam więc o uczniu, który bardzo by chciał książkę przeczytać i o tym, jak ja w związku z tym jeszcze bardziej  chciałabym zdobyć dla niego ten tytuł.

W słuchawce zaległa cisza, pani powiedziała: „proszę poczekać”, więc czekam cierpliwie i nie ukrywam: z nadzieją, a  oczyma wyobraźni widzę, jak pani podchodzi gdzieś do półek i wydobywa spod stosu dokumentów, papierów, zapasowych i redaktorskich egzemplarzy innych wydawnictw właśnie to – jedyne i upragnione…

„Halo” – mówi pani i zawiesza głos – „mam tu jeden egzemplarz! Ostatni, ale jest trochę… sfatygowany.” Ależ to nic nie szkodzi – mówię ja, przyzwyczajona do przyjmowania egzemplarzy w każdym stanie. „W takim razie proszę podać adres, wyślemy”. Podaję adres (w myślach fikając koziołki z radości). Pytam jeszcze o cenę, pani się śmieje i mówi: „To egzemplarz bezcenny!”

Nie uwierzycie, ale już dziś przesyłka leżała na moim biurku!

Bardzo serdecznie dziękuję Wydawnictwu „Charaktery” z Kielc za darowiznę!!!

Read Full Post »

Dostałam dziś przesyłkę z Wydawnictwa „Znak”. W kopercie znajdował się regulamin  konkursu poetyckiego inspirowanego nową książką z serii „Ala Makota” (w bibliotece mam wszystkie dotychczasowe części oprócz tej ostatniej właśnie, ale makulaturowy zysk pomoże w krótkim czasie nadrobić ten brak).

Oto regulamin konkursu poetyckiego „Ala Makota na punkcie poezji”, w którym nagrodą  jest  m.in. publikacja wiersza zwycięzcy w następnej książce serii.

Oprócz regulaminu konkursu Wydawnictwo przysłało bibliotece (jak miło!) gratis: książkę Vicki Myron i Bret Witter  „Dziewięć wcieleń kota Deweya”. To kolejna książka, w której mowa o Deweyu, kocie wrzuconym kiedyś do skrzyni na zwroty książek biblioteki w Spencer. Opowieść o zwierzaku biła rekordy popularności, kot stał się sławny i uwielbiany.

W tej książeczce zamieszczono opowieści o innych kotach (o znanym już Deweyu również), bo po pierwszej publikacji zapotrzebowanie na takie opowieści było ogromne. Zapraszam więc do biblioteki miłośników futrzaków, które chadzają własnymi ścieżkami!

Read Full Post »

Redu – raj

Pisząc o pamiątkach z wakacji wspomniałam o książce, którą kupiłam w pewnym belgijskim antykwariacie. Oto historia z nią związana:

W sierpniu byłam przez chwilę – jak miło, że jeszcze za życia!  – w raju. Był to raj specyficzny, bo przeznaczony dla bibliofilów, a znajduje się w miejscowości o nazwie Redu.

Tutaj właśnie jest Redu.

Co czyni to miejsce szczególnym? A to, że stoi tam zaledwie kilkadziesiąt domów i w prawie każdym z nich mieści się… antykwariat! Bo Redu to miasteczko książek.

Udało mi się tam trafić akurat podczas nocy książek, więc mimo późnej pory wszystko było otwarte i zapraszało do poddania się książkowemu szaleństwu.

Spędziłam w Redu jakieś 3 godziny, ale miałam wrażenie, że wizyta trwała zaledwie kwadrans. Odwiedziłam prawie wszystkie antykwariaty. Jedne były zadbane, ładnie urządzone, inne miały regały z odzysku i okna zasnute pajęczyną, kolejne zaś stosy kartonów stojące ciasno przy sobie;  w niektórych pachniało nowością lub smakowitymi potrawami (bo wśród książek urządzono restaurację), a w innych unosił się przytłaczający zapach piwnicznej stęchlizny. Ale wszędzie było uroczo i niepowtarzalnie, a ja łaziłam tam jak w transie i z otwartą w zachwycie gębą.

Moja radość była jednak niepełna, bo sprzedawane książki były w 99 % po francusku i niderlandzku, a więc w językach, którymi nie władam (jeszcze nie – ale  to tylko kwestia czasu :-)). Gdyby takie miasteczko było w Polsce albo we Włoszech byłabym stracona i po wielogodzinnym myszkowaniu padłabym pewnie z wycieńczenia i nadmiaru emocji pod jakimś regałem. A tak poświęciłam tylko kilka godzin na przebywanie w otoczeniu książek, z których kart rozumiałam jedynie spójniki i podstawowe rzeczowniki! W jednym z antykwariatów natknęłam się na małą kolekcję książek włoskich i tylko dlatego wyjechałam z  belgijskiego village du livre z małym zakupem.

Gdyby nie zdjęcia, sądziłabym, że to wszystko mi się tylko śniło, bo wizyta w Redu była zupełnie niewiarygodna i odjazdowa. Książkowy kosmos.

Zobaczcie zresztą sami:

Pomnik książki w centrum miasteczka.

Na murach wisiały cytaty o książkach. W naszej bibliotece wisi ten sam, tylko po polsku.

Świnia przyciąga klientów. To tutaj dokonałam zakupu.

Jak to w antykwariacie - w sprzedaży również stare zdjęcia i pocztówki.

Przy okazji handlowano też przetworami regionalnymi.

Ten widok mnie rozczulił, bo całe życie borykam się z kartonami książek i notorycznym brakiem miejsca na nie 🙂

Ten antykwariat był chyba najpiękniejszy.

Restauracja w antykwariacie.

W miasteczku jest też muzeum typograficzno-drukarskie i zakład papieru czerpanego.

A to dowód, że byłam tam naprawdę 🙂

Tutaj znajduje się strona miasteczka książek –  Redu.

Read Full Post »

Ruiny – na dobry początek

Zaczął się nowy rok szkolny, ale –  co  istotne dla mnie – również nowy sezon taneczny. W sobotę rozpoczęliśmy go na turnieju w Gliwicach. Próbowaliśmy stanąć na wysokości zadania, co nie było łatwe po dwumiesięcznym lenistwie.

Tańczyliśmy w bardzo klimatycznym miejscu – ruinach teatru Victoria w samym centrum miasta. O historii tego niezwykłego zabytku można poczytać tutaj.

Zdjęcia nie są dobrej jakości, ponieważ światło było odpowiednie do tańca, a nie do fotografowania.

Moja ulubiona figura w rumbie 🙂

Puchar u stóp

Read Full Post »

Pamiątki z wakacji

Witam wszystkich, którzy tutaj zaglądają. Miło było wypoczywać, ale powrócić tutaj – jeszcze milej :)…

Tradycyjnie już, w pierwszych dniach (tygodniach) nowego roku szkolnego powspominam wakacje – oczywiście będą to wspomnienia z książkami w tle.

Zacznę więc od tegorocznych wakacyjnych pamiątek, których rodzaj można w moim bibliotekarskim przypadku  łatwo przewidzieć. Co będzie przypominało mi letni wypad A.D. 2011? Kilkanaście książek na półkach, bo w tym roku naprawdę zaszalałam z ilością. Oto mój wakacyjny nabytek:

Zakupy książkowe zaczęłam bardzo skromnie, bo w drugim dniu wakacji kupiłam w pewnym belgijskim antykwariacie małą książeczkę Antonio Tabucchi. Historia o tym, jak weszłam w jej posiadanie, to materiał na długą opowieść ilustrowaną zdjęciami, więc zamieszczę ją w kolejnym wpisie.

Potem (już we Włoszech) kupiłam bardzo grzecznie jedynie dwie książki w księgarni (Edoardo Nesi „Storia della mia gente”, która zdobyła w tym roku najbardziej prestiżową włoską  nagrodę literacką „Premio Strega” i powieść dla młodzieży autorstwa Bianchi Pitzorno).

Będąc w Cremonie (miasteczku, gdzie urodził się sławny lutnik, Antonio Stradivari) natrafiłam przy  pewnym sklepie na mały stolik, na którym leżało kilka książek. Na szybie ktoś wywiesił informację, że książki można wziąć, a po przeczytaniu puścić ponownie w obieg (taki bookcrossing, tyle że bez naklejek i numerów). W ten sposób weszłam w posiadanie trzech powieści.  W jednej z nich – „La boutique del mistero” Dino Buzzati znalazłam taką oto dedykację:

Dedykacja głosi: „Z nadzieją, że będziesz czytać więcej, i że także ta książka nie wyląduje w piwnicy. Alesandro”

Obdarowany  widocznie nie wziął sobie do serca słów darowującego, bo książka nie stoi teraz na półce u właściciela w Cremonie, tylko po 18 latach wylądowała na regale będzińskim.

Wszystko wskazywało na to, że przywiozę z wakacji tylko te 6 książek, jednak przed samym powrotem do domu postanowiłam zrobić większe zakupy w jednym z dużych supermarketów. I to była bardzo dobra decyzja, bo po wejściu na pasaż sklepu moim oczom ukazał się ten piękny widok, a serce skoczyło do góry z radości:

„Książki dla każdego – 5,90 euro za kilogram” to najpiękniejszy napis, jaki przeczytałam podczas tych wakacji 🙂

Musielibyście widzieć mnie, jak nurkuję w tych stosach wzdłuż i w poprzek! Szaleństwo!

Co znamienne, po podejściu do stoiska pierwszą książką, jaka wpadła mi w ręce, było włoskie wydanie „Córki czarownic” Doroty Terakowskiej! Potem, kiedy przetrząsnęłam tam już prawie wszystko okazało się, że to był jedyny egzemplarz w całym tym stosie. I mam go właśnie ja. To na pewno sprawka Doroty! 🙂

Read Full Post »