Jak wyczytałam w kalendarzu świąt nietypowych – 27 września obchodzony jest Światowy Dzień Turystyki. Sprytnie wykorzystam tę okazję i zabiorę Was w krótką wycieczkę po miejscach, gdzie latem planowałam odpocząć od pracy. Niestety, trafiałam zazwyczaj na tereny o klimacie silnie książkowym (jak wspomniane niżej miasteczko Redu), a przed obiektyw pchały mi się głównie obiekty, które znam doskonale z racji wykonywanego zawodu.
Lille – oto charakterystyczny budynek tego miasta (u podnóża tulipanki, które postawiono tam w 2004 roku, kiedy Lille nosiło miano Europejskiej Stolicy Kultury). Budynek w kształcie litery „L” kojarzy się oczywiście z nazwą miasta, ale dla mnie skojarzenie było inne – „L” jak literatura, lire, leggere (czyli: czytać).
Uciekłam spod śmiesznego budynku na główny plac miasta. Tam nogi same zniosły mnie na pewien dziedziniec, gdzie… sami zobaczcie:
Uliczna sprzedaż książek prześladuje mnie w każdym miejscu, w którym postawię nogę. Cóż, przeznaczenie… 😉
Teraz Nancy – tam po wygnaniu z Polski osiadł nasz król, Stanisław Leszczyński. Był księciem Lotaryngii i dlatego na głównym placu miasta stoi jego pomnik. To miłe – w dalekiej Francji natknąć się w centrum na pomnik Polaka – i króla w dodatku! Tak go tam polubili, że nawet księgarnię nazwali jego imieniem…
A propos księgarni: podróżując stwierdziłam, że na zachodzie modne są księgarnie dedykowane tylko młodym czytelnikom, czego u nas w kraju brakuje. Poniżej dwie przykładowe księgarnie dla najmłodszych:
No i teraz muszę zwrócić honor Polsce, bo będąc tego lata w Bielsku-Białej trafiłam przy ul. Wzgórze niedaleko Starego Miasta na taką właśnie księgarnię dziecięcą:
Podczas podróży co rusz trafiałam też na antykwariaty. Jak wygląda taki sklep i co się w nim znajduje, wiadomo. Ale tylko w antykwariacie w Awinionie na wystawie dumnie prezentował się taki oto stróż (i nie był to – jak zazwyczaj bywa – kot książkowy):

W szybie odbijają się postaci przechodniów po drugiej stronie ulicy. Na dole po prawej maskotka antykwariatu.
Na duet „kot i książka” trafiłam za to w małym miasteczku Valenciennes, gdzie nie oparłam się oczywiście chęci zrobienia zdjęcia miłej i urokliwej jadłodajni, o pięknej nazwie „U kota, który czyta” 🙂
A na koniec obrazek, który mnie rozczulił. Zdjęcie zostało zrobione na maksymalnym przybliżeniu, w dodatku nocą, dlatego musicie wybaczyć nie najlepszą jego jakość.
Nicea, zaraz po północy, turyści przelewają się głównym deptakiem miasta, ciągnącym się wzdłuż wybrzeża. W kasynach zaczyna się gra, w innych miejscach – zabawa, a tu pewien pan, na balkonie bardzo drogiego hotelu, wśród tego zgiełku – czyta. Moje bibliotekarskie oczy wypatrzyły tą nietypową, nocną nicejską namiętność 🙂