Blogi są popularne już od dawna. Niektórym blogowanie idzie fantastycznie, inni muszą się trochę przy pisaniu namęczyć, a jeszcze inni nie robią sobie nic z wysiłku poprzedników, wybierając drogę na skróty (jakiż to piękny eufemizm do słowa kradzież!)…
Skróty wiążą się z pominięciem trasy, na której znajduje się obowiązująca ciągle Ustawa z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych.
Tak się składa, że zapisy ustawy dotyczą również treści zamieszczanych w Internecie – bo te zwykłe tekściki publikowane na stronach to także wytwór pracy ludzkiej. Żeby powstały, ktoś musi pomyśleć, usiąść, napisać, poprawić, wybrać zdjęcia, zestawić, a potem wreszcie opublikować. Czasami trwa to chwilę, czasami kilka godzin, albo na raty – nawet kilka dni. Dlatego nie zgadzam się na zawłaszczanie moich tekstów i publikowanie ich bez informacji, kto jest ich autorem.
Przez litość nie podaję danych osoby (chociaż z racji wykonywanego zawodu i najwyższego stopnia awansu nauczycielskiego powinna znać ustawę o prawie autorskim), która ukradła moje pomysły i teksty, a te stanowiły niemalże jedną trzecią wpisów na stronie tamtej biblioteki gimnazjalnej. Tutaj przykłady (każdy z poniższych zrzutów można powiększyć przez kliknięcie):
Żeby kopiować nawet tytuł i jedno zdanie informacji! Nie mam słów.
Wcześniej zdarzyło się, że ktoś posłużył się w swoim tekście drukowanym moim artykułem i nie zająknął się o ewidentnej inspiracji nim, dlatego u góry strony z publikacjami na tym blogu pojawiła się stosowna informacja.
No nic, chyba wezmę do pomocy Copyright © Izabela Tumas…
… najwyraźniej ktoś chce być tak perfekcyjny jak ty, ale wszyscy przecież doskonale wiemy, że to absolutnie niemożliwe! 😉
Taaaa….
Ludzka bezczelność nie przestaje mnie zadziwiać… Ja bym się nie litowała…
Ewelina, i mnie zadziwia nieustannie! W pierwszej chwili chciałam dać po prostu linki do tamtej strony (których byłoby sporo) – wierne kopie moich wpisów, ale żal mi się zrobiło szkoły i dyrekcji, która pewnie o niczym nie wiedziała. Dlatego są tylko zrzuty stron bez adresów.
Hejka, a odezwałaś się do tej Pani, która kopiowała Twoje wpisy? Z prośbą jeśli nie o usunięcie to przynajmniej podanie źródła? Bo to jednak bardzo eufemistycznie rzecz ujmując nieeleganckie jest. Ja osobiście nic nie mam przeciwko wykorzystaniu mojego pisania i inspirowaniu się nim (chociaż nie wierzę, że ktoś mógłby się tymi moimi wpisami zainspirować) o tyle, o ile będę oznaczony jako pierwotny autor. Przecież to Internet jest na Boga! I jeśli ktoś kopiuje i ordynarnie zrzyna to powinien się spodziewać, że ta zrzynka zostanie odnaleziona i wychwycona!
Charlie, Pani przeprosiła mnie w mailu i obiecała dopisać informacje o autorze tam, gdzie trzeba. Wytłumaczenie sytuacji było takie, że dopiero zaczyna pracę z blogiem i uczy się wszystkiego. Według mnie bardzo źle zaczynać od braku przyzwoitości i łamania prawa autorskiego, którego zapisy powinien znać każdy bibliotekarz, o nauczycielu dyplomowanym nie wspominając, a pani ma właśnie taki stopień awansu zawodowego.
Bardzo ciekawe, że ktoś zabiera się za tworzenie własnej strony, a większość wpisów ściąga od innych (nie podając przez przypadek źródła i autorstwa). Jaka radość i satysfakcja z takiego tworzenia?
Masz w stu procentach rację. I przecież to jest dorosła osoba i nauczycielka. Mam nadzieję, że coś wyciągnie z tej lekcji.
Aż mi ciężko uwierzyć. 😦 Gdyby nie te print screeny.
cóż – osoba, która posunęła się do takiego podłego sposobu powinna sobie zdać sprawę, że jeśli chce CZYMŚ się zajmować, to albo trzeba się nieco wysilić, przyłożyć, robić to przynajmniej ‚dobrze’ albo sobie zwyczajnie darować jeśli się nie czuje na siłach i zająć czym innym…
i niech będzie to dla NIEJ/NIEGO konstruktywna krytyka
Podłość ludzka nie zna granic. Lubię się dzielić i pomagać (na ile umiem) ale w tym wypadku bym chyba poprosiła, żeby owa pani na tym tzw. swoim blogu przeprosiła i poinformowała, że ,, zainspirowała się” blogiem pani …. podając linki.
Pani uzupełniła już wszystkie wpisy, które pochodziły z mojego blogu informacją, kto jest autorem tekstu. Chociaż tyle.