W bibliotece skontrum, na zewnątrz zima, a w sercu lato. To będzie ostatnie już w tym roku blogowe wspomnienie wakacji – taki grudniowy powrót do sierpnia. I prezencik przedświąteczny dla miłośników książek.
Może to nie jest najlepsze zdjęcie do umieszczenia na pierwszym miejscu we wpisie o włoskim miasteczku książek, ale tak to właśnie wyglądało. Droga do Montereggio wiedzie doliną, potem przez szereg wzniesień pnie się wąskimi drogami wśród niewielkich wiosek i lasów. Miejscami jest obłędnie kręta i raczej nie powinno się wtedy zatrzymywać. Dlatego – osłabiona dodatkowo zawrotami głowy – zrobiłam tę fotkę podczas jazdy. Jedno jest pewne: ci, którzy w końcu docierają do Montereggio powinni odbierać od władz miasta medal za pokonanie tej trasy.

Droga do Montereggio – dwukierunkowa!
Monteregggio to średniowieczne miasteczko (oczywiście na wzgórzu), które leży na północy Włoch pomiędzy Toskanią i Ligurią, tylko 50 km od nadmorskiej La Spezii.
Dwa lata temu opisywałam tutaj wizytę w Redu, belgijskim miasteczku książek. Podobnie jak i ono Montereggio też należy do „International Organisation of Booktowns”, ale jest o wiele mniejsze, mniej w nim punktów sprzedaży książek, oczywiście również mniej zwiedzających.

Kościół przy wejściu na główny plac miasta.

Każdy zaułek i uliczka w Montereggio nosi nazwę innego wydawcy.

Sprzedaż książek na głównym palcu. Pan prezentuje firmową torbę.

Największy księgarnio-antykwariat w Montereggio.

Dziesiątki egzemplarzy XIX-wiecznej powieści „Małe kobietki” L.M. Alcott czekają na właściciela.

Sprzedawcy nie było – była za to skrzyneczka, do której można było wrzucić należność za wybraną książkę (ceny umieszczone były na okładkach). To się nazywa zaufanie!

Na ścianie wisiały plakaty z poprzednich obchodów święta książek.

Były też takie wielkoformatowe zdjęcia.
Tak naprawdę Montereggio to miasteczko księgarzy, którzy w tym roku już po raz 60. przyznali ustanowioną przez siebie nagrodę „Premio Bancarella”. (Po raz pierwszy wręczono ją w roku 1953. Otrzymał ją wtedy Hemingway za książkę „Stary człowiek i morze” – rok przed przyznaniem mu Nobla).
Zwycięzca ogłaszany jest co roku w lipcu w pobliskim Pontremoli. W tym roku nagrodę za średniowieczny thriller „Il mercante di libri maledetti” („Handlarz książek przeklętych”) odebrał Marcello Simoni – były archeolog, obecnie… bibliotekarz! Niestety, nie kupiłam jego książki i teraz żałuję… (W październiku wydano jego kolejną powieść „La biblioteca perduta dell’alchimista”).

Marcello Simoni podpisuje swoją książkę na głównym placu Montereggio.
Dlaczego akurat Montereggio jest miasteczkiem należącym do organizacji skupiającej miejscowości książkowe? Bo od wieków na tych właśnie północnych terenach Italii (gmina Pontremoli) szczególnie intensywnie kwitła wędrowna sprzedaż książek. Handlowano nimi pod gołym niebem, a w poszukiwaniu klientów księgarze targali ze sobą ciężkie pakunki, przemierzając m.in. słynną via Francigena – część europejskiego szlaku pielgrzymkowego biegnącego od Canterbury w Anglii aż do Rzymu.
Co ciekawe – początkowo książkami handlowali… analfabeci, którzy wyczuli wielki potencjał w sprzedaży zapisanych czy zadrukowanych kart połączonych ze sobą w jedną całość. Najpierw handlowano lokalnie, później księgarze z Pontremoli objęli swą działalnością całą Italię.

Pomnik przy głównym placu miasteczka – ku pamięci pierwszych wędrownych księgarzy, którzy pochodzili z tych gór i stąd czerpali inspirację.
Przez miejscowość idzie pod górkę jedna główna ulica i prowadzi dalej w las, poza zabudowania. Idąc tamtędy minęliśmy wesołe towarzystwo, które biesiadowało przy stole wystawionym przed jednym z domów. Po półgodzinie schodziliśmy w dół. Kiedy Włosi nas zobaczyli zaczęli krzyczeć „turisti! turisti!”, po czym zostaliśmy zaproszeni do stołu.
Okazało się, że świętuje się 80. urodziny mieszkańca Montereggio, a większość ze zgromadzonych to osoby spoza miasta, które przyjechały specjalnie na tę uroczystość. Częstowano nas smakołykami i lokalnym winem; dziwiono się bardzo, że przyjechaliśmy tutaj z tak daleka specjalnie po to, żeby zobaczyć miejscowość podczas święta książek…

Mieszkaniec Montereggio, który świętował osiemdziesiąte urodziny.
Niestety, byliśmy tam tylko pierwszego dnia „Festa del libro” (18-26 sierpnia 2012 r.), a szkoda, bo program zapowiadał się ciekawie. 18 sierpnia w miejscowym kościele (chyba już nie pełnił swojej funkcji, bo co prawda był tam krzyż, ale brakowało ołtarza) odbyły się dwa spotkania z autorami, m.in. z nagrodzonym tegoroczną „Premio Bancarella”.

Po spotkaniu z Marcello Simoni.
Chociaż w Montereggio nie handluje się z takim rozmachem, jak w Redu, to jest tam o wiele bardziej klimatycznie – ciszej, bardziej tajemniczo, a człowiek ma wrażenie, że znajduje się gdzieś na końcu świata. Wyjechaliśmy stamtąd po siedmiu godzinach, ciemną nocą.
„Niezawodny” GPS pokierował nas do celu (nocleg mieliśmy w miejscowości oddalonej o godzinę drogi) trochę niefortunnie… Musieliśmy nieźle się namęczyć, żeby w końcu znaleźć bezpieczniejszą drogę, to znaczy taką, po której przejazd nie groził śmiercią w osuwisku. Wycofywaliśmy się stamtąd z duszą na ramieniu:

Oczywiście, że kocham Włochy – a już szczególnie w takim miejscu jak Montereggio 🙂
Ostatnie zdjęcie przepiękne! 🙂
Agnes, dziękuję 🙂 Lepiej nie mogłaś wybrać, bo… ja tego zdjęcia w ogóle nie planowałam tutaj umieszczać, ale kiedy napisałam post i wstawiłam wybrane wcześniej fotki, jeszcze raz przejrzałam katalog ze wszystkimi zdjęciami z M. No i stwierdziłam, że to będzie odpowiednie na podsumowanie, ale trzeba mnie uciąć w połowie – bo ważniejszy miał być napis na książce, a nie osoba fotografowana. No to się przycięłam. Cieszę się, że Ci się podoba! 🙂
I jaki cudny post……wiem, ze jestem monotematyczna:)
Iwona, BARDZO dziękuję, ale twój monotematyzm jest wprost proporcjonalny do moich starań! 😉