Dziś w Krakowie zakończono obchody Festiwalu „Mrożek na XXI wiek”. Wszystko z okazji 80. urodzin pisarza, które minęły w czerwcu. Sławomir Mrożek to nasze dobro narodowe, obecnie chyba najbardziej znany na świecie polski pisarz, autor setek opowiadań i dramatów, które wystawiano na scenach wszystkich kontynentów. Wydawnictwo Literackie wydało właśnie 1. tom jego „Dzienników”, o których istnieniu do niedawna nie było w ogóle wiadomo.
Na hasło: „Mrożek” większość powinna zareagować poprawnym odzewem: „Tango”, bo to przecież najsłynniejszy jego utwór. Znać go powinna szczególnie młodzież licealna, bo „Tango” od wielu lat znajduje się na liście lektur szkolnych. Nie bez przyczyny zatem tangueros uczyli zebranych na krakowskim Rynku właśnie tanga. Jego wykonanie miało być prezentem urodzinowym od ludu dla Mistrza.
Sławomir Mrożek przyjechał na Rynek w dorożce ze swoją żoną, Susan. Na scenie usadzono go na tronie(!), z czego pewnie w duchu drwił. Autor znany jest z małomówności i niechęci do tłumu, dlatego entuzjastycznie przyjęto jego „dzień dobry” skierowane do zgromadzonych. I to było wszystko, co Mrożek powiedział 🙂
Dziesiątki par pod sceną zatańczyły więc pisarzowi tango, artyści z „Piwnicy pod Baranami” mu zaśpiewali, a aktorzy Starego Teatru zagrali końcową scenę z „Tanga”: taniec Edka i Eugeniusza. A potem prowadzący powiedział do tłumu: „A za chwilę Sławomir Mrożek będzie podpisywał swój „Dziennik” w pobliskim empiku”.
Naiwni ci, którzy w tym momencie puścili się pędem do księgarni. Naiwni, bo przed nią stała już baaardzo długa kolejka – ciągnąca się od Rynku przez dwa piętra empiku, aż do stolika księgarnianej kawiarni, gdzie czekano z niecierpliwością na Autora.
I ja byłam wśród tych naiwnych, którzy stanęli na końcu kolejki, zasilając kolejną setkę oczekujących. Było oczywiste, że Mrożek, starszy schorowany pan, umęczony dodatkowo całym tym zamieszaniem wokół jego osoby, podpisze może ze sto książek – pozostali odejdą zawiedzeni. Ta szybka kalkulacja i realna ocena moich szans na zdobycie autografu uruchomiła we mnie tryb następującego działania: opuściłam kolejkę, weszłam do środka księgarni, mijając w przejściu wężyk grzecznie oczekujących. Kiedy znalazłam się w środku, w empiku pojawił się sam Mrożek, osoby mu towarzyszące, ochroniarze i dziesiątki przedstawicieli mediów. Wszyscy przechodzili rzecz jasna wzdłuż kolejki, Autor z żoną wjechali na górę windą, media zaś ruszyły po schodach. To był impuls – przybrałam minę pewnej siebie osóbki i – grając (bez rekwizytów!) przedstawicielkę mediów, weszłam na drugie piętro, nie zatrzymywana przez nikogo! Zdecydowanie działa cuda, naprawdę!
Pojawiłam się na górze akurat w momencie, kiedy Sławomir Mrożek wjechał tam windą. Tłum fotoreporterów szalał, kolejkowicze też wyciągnęli aparaty. „Bez fleszy!” – krzyczał ktoś – „autor nie życzy sobie fleszy!”, stacje TV kręciły cenne sekundy materiału, ogólne poruszenie, adrenalina przelewa się uszami, tłum napiera, ochroniarze robią, co mogą. A ja stanęłam sobie nieśmiało na czele kolejki, niedaleko stolika. Nikt mnie nie wypędził, nikt nie krzyknął „pani tu nie stała!”, nastąpiło chyba ogólne zamroczenie. Z racjonalnego punktu widzenia – zupełny absurd! Jak z Mrożka 😉 Kiedy media wykonały już setki zdjęć z każdej strony Autora, kamery nakręciły oba profile i przód Mistrza, przyszedł czas na składanie autografów.
Zanim organizatorzy poprosili, aby podchodzić do pisarza z jedną tylko książką, pewien pan wyciągnął z torby do podpisu chyba wszystkie wydania dzieł Mrożka z ostatniego dziesięciolecia, inna pani rzuciła Autorowi na stolik bez litości kolejne naręcze woluminów. Pomyślałam o tych wszystkich, którzy stoją w tej długaśnej kolejce z nadzieją na choćby jeden, naprawdę malutki, autografik. I pewnie go w końcu nie dostaną, bo ograniczona jest przecież wytrzymałość 80-letniego pisarza!
Tylko dzięki jakiemuś spontanicznemu wariactwu i dużej dawce absurdalnego szczęścia podeszłam do stolika Sławomira Mrożka w pierwszej dziesiątce i dostałam to, co otrzymali tylko niektórzy:
Potem, już szczęśliwa, z podpisanym „Dziennikiem”, zostałam zaczepiona przez młodą osóbkę z jakiegoś radia: „Jak wyglądało spotkanie? Jaką osobą jest pan Mrożek”? Spotkanie? To było z niecierpliwością wyczekiwane 15 sekund, autor jest małomówny i tak naprawdę ma to wszystko gdzieś, i jestem przekonana, że myślał cały czas intensywnie o tym, żeby już jak najszybciej znaleźć się w domu i w końcu odpocząć w ciszy i spokoju.
[…] tego dnia zbyt dużo czasu, poza tym autograf pisarza udało mi się zdobyć 1,5 roku wcześniej, w Krakowie. Chciałam zrobić tylko kilka zdjęć, więc spokojnie czekałam na autora wewnątrz […]
[…] Sławomir Mrożek super star Bez fleszy Mrożek w Katowicach […]